W Qualitylandii wszystko dopasowuje się do Twoich oczekiwań. Widzisz tylko to, co wybiorą algorytmy.
Dostajesz spersonalizowane przesyłki z TheShopu, spotykasz się z idealnie dopasowanym partnerem. Raj. Przynajmniej, dopóki w paczce nie odkryjesz różowego wibratora w kształcie delfinka…
Dystopie to gatunek, który obecnie zyskuje na popularności. W dobie ideologii, mówiących językiem propagandowym i obiecujących raj dla każdego, nie ma w tym nic dziwnego. Wielki Brat nadal na nas patrzy. „Qualitylandia” Marca-Uwe Klinga, wydana przez wydawnictwo Niezwykłe” to przerażająca opowieść. Przerażająca, nie dlatego, że mówi o tym, co nas czeka w przyszłości, ale dlatego, że to jest właśnie tu i teraz. I chociaż jest miejscami bardzo zabawna i ironiczna, mnie przestraszyła. Boję się tego świata. Boję się świata, w którym będzie żyć moja córka. Ale lektura wyśmienita. To trzeba przyznać.
W Qualitylandii każdy człowiek ma ściśle określony status społeczny, który dodatkowo określany jest przez nazwisko, np. Piotr Bezrobotny, Mellisa Seksworkerka itd. Można oczywiście wznieść się na wyższe levele, ale wymaga to chociażby zwiększenia liczby odsłon w Sieci. Całe życie jest transmitowane online, wszędzie są kamery, podsłuchy… nawet drony, które dostarczają paczki, pytają, czy od razu sfilmować unboxing! Każdy otrzymuje z TheShopu spersonalizowane przesyłki. Wszystko jest idealnie. Zbliżają się kolejne wybory. Startuje w nich człowiek i… robot! John of Us – jak się okazuje – ma wielkie szanse, bo przecież „maszyny nie popełniają błędów”.
Piotr Bezrobotny jest przeciętnym mieszkańcem Qualitylandii, który ma dość niski level, a więc nie ma szansy na karierę, czy wielkie osiągnięcia. Jest złomiarzem, przyjmuje maszyny i je utylizuje. Okazuje się jednak, że nie wszystkie, część z nich przebywa w jego piwnicy. Uszkodzone, niepotrzebne, ale nieumiejące jeszcze odejść, stworzyły sobie u niego swój mały azyl. Piotr pewnego dnia otrzymuje różowy wibrator w kształcie delfinka. Nie jest to rzecz, którą by chciał czy potrzebował, więc chce złożyć reklamację. Czy mu się uda? W końcu system jest nieomylny!
Skojarzenia z twórczością George’a Orwella, Aldousa Huxleya i oczywiście Eugeniusza Zamiatina są tutaj oczywiste. Dystopia, idealny świat, który przy bliższym spojrzeniu okazuje się więzieniem, jedną wielką manipulacją, z której nie ma ucieczki, to kwintesencja antyutopii. Gdy Piotr próbował zareklamować niepotrzebny przedmiot, miałam wrażenie, że przebywam w świecie Kafki. Labirynt, kolejne drzwi, odsyłanie z miejsca na miejsce, aż do obłędu. Fascynujące i przerażające.
Poszczególne rozdziały przeplatane są różnymi komentarzami, artykułami czy broszurami reklamowymi prosto z Qualitylandii. To straszne, jak bardzo przypominają one współczesne nam czasy. Każdy chce się wypowiedzieć, każdy chce być najmądrzejszy i skrytykować innych. Musimy mieć swoje zdanie na każdy temat, musimy dowieść, że inni są gorsi. Tak bardzo interesuje nas życie w Sieci, że zapominamy o tym co najważniejsze. Ten aspekt przeraża mnie najbardziej.
Mamy tutaj także rozważania o naturze ludzkiej, postępie technologicznym i o bogu, którego ludzie sami sobie tworzą. Wizje trochę jak od Stanisława Lema, z kolei poruszane problemy nadal aktualne i chyba nigdy nie uda nam się ich rozwiązać. Ale może właśnie o to chodzi. Podsumowując, „Qualitylandia” to wartościowa, ciekawa książka, którą powinien przeczytać każdy współczesny czytelnik, zwłaszcza, że jest tam też sporo o manipulacjach wyborczych, na które tak łatwo dajemy się nabrać. I pamiętajcie – dwa i dwa nie zawsze daje cztery!