Czasami człowiek mimo, że najczęściej czyta kryminały czy thrillery, to potrzebuje sięgnąć po coś lżejszego, podnoszącego na duchu i nie powodującego, że humor jeszcze bardziej siądzie. Z takimi książkami osobiście mam największy problem, bo jedne mi przypadają bardzo do gustu i je pochłaniam z zaangażowaniem godnym nie zrobienia obiadu danego dnia byleby skończyć czytać, a inne są obiektywnie świetnie napisane, wciągające, a dla mnie zwyczajne i przeciętne. Jaka w takim razie jest opowieść stworzona przez Grimaldi?
Poznajemy dwie kobiety, a każda z nich jest w zupełnie innym momencie swojego życia, ale każda z nich jest matką i każda zmaga się z kryzysem. Dla jednego człowieka to byłyby sprawy błahe, dla innego bardzo trudne. Jedna z nich urodziła wcześniaka i cały jej świat nagle stanął na głowie. Lili, bo o niej mowa, w szpitalu natrafiła na sytuację, na którą wiele mam może się poskarżyć czyli na dwa rodzaje personelu. Jakże to znajome, że nie zawsze jest kolorowo i nie zawsze człowiek jest wspierany, prawda? To początek jej drogi jako matki, a już problemy się piętrzą gdy jej córeczka walczy o życie każdego dnia.
Druga kobieta jest z kolei w takim momencie bycia rodzicem, że właśnie można nazwać ją mamą emerytką. Jej dzieci już wyfrunęły z gniazda i zastanawia się ona co właściwie ma ze sobą począć. To też taka typowa sytuacja, gdzie rodzice poświęcali cały swój czas swoim pociechom, dni były ustawione pod zawiezienie do szkoły, zrobienie obiadu, a w między czasie często i pracę.
To opowieść, która w sobie zawiera z jednej strony historie dwóch kobiet dosyć zwykłe, a z drugiej niezwykłe. Wiecie, że istnieje coś takiego jak przytulacz do dzieci? W tej książce jest o tym wspomniane właśnie w kontekście wcześniaka i jest to niezwykle wartościowy element tej powieści.
Dla mnie to opowieść zwyczajna, nie wzbudzała skrajnych emocji, jakie mogą odczuć matki, ale uważam, że może być genialnym prezentem właśnie dla mam zmagających się z różnymi problemami. Podnosi na duchu, jest wzruszająca i pełna wspaniałości, choć momentami pewnie wiele osób wyleje litry łez.
Jako minus i to spory uznaję okładkę, która nie odzwierciedla tego, co w środku. Jeśli ktoś nie przeczyta opisu może założyć, że to romans, historia jakiejś pary i jest to mylące. Wspominam o tym, bo sama lubię wejść do księgarni i wziąć z półki książkę w ciemno. Choć w tym przypadku sprawdziłam na co się piszę, bo rzadko sięgam po tego typu powieści, to jednak wiem, że gdybym ją złapała na przykład na lotnisku w sklepie, to byłabym zdziwiona jej tematyką.
Podsumowując, ja w tej książce nie znalazłam wiele rzeczy, które bym powiedziała, że mnie poruszyły, choć temat przytulaczy dzieci był bardzo ciekawym wątkiem i to właśnie ten element mnie najbardziej zachwycił, to zdaję sobie sprawę, że moja ocena jest subiektywna i podchodząc do tego obiektywnie powiedziałabym, że to świetna książka, idealna na prezent, bardzo emocjonalna i potrzeba w świecie, gdzie mamy często czują się po prostu osamotnione i przytłoczone macierzyństwem.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.