Alice Munro to zdobyczni Literackiej Nagrody Nobla z roku 2013. Komisja przyznająca wyróżnienie uhonorowała autorkę mianem ,,mistrzyni opowiadania". Mam wielki szacunek i jeszcze większe oczekiwania odnośnie do wszelkich mistrzów, więc po twórczość tej pisarki sięgnęłam z dość dużą dozą rezerwy, ale i z dobrymi przeczuciami co do literackiej wartości jej tekstów. Na początek naszej wspólnej przygody wybrałam jeden z pierwszych tomów opowiadań Munro - ,,Księżyce Jowisza". Zbiór wydano w 1982 roku, w Polsce ukazał się on dopiero kilka miesięcy temu.
Książki tej pisarki wydaje w Polsce Wydawnictwo Literackie. Ich obwoluty cechują się charakterystyczną, typowo kobiecą oprawą graficzną. Okładka ,,Księżyców Jowisza" moim zdaniem jest najbardziej udaną z całej serii. Subtelna, zachwycająca doborem kolorów i grą światem kompozycja została zainspirowana opowiadaniami Munro i wiernie oddaje ich specyficzny klimat.
Nie bez powodu już na samym początku recenzji wspominam o okładce tego tomu. Jego zawartość została bowiem doskonale przez nią zapowiedziana. Na ,,Księżyce Jowisza" składa się jedenaście w niezwiązanych ze sobą fabularnie opowiadań. Ich jedyną wspólną cechą jest pochwała prostoty i prozaiczności. Żaden z bohaterów (a właściwie bohaterek, przeważnie są to właśnie bohaterki) nie jest w żaden sposób wyjątkowy i nie wyróżnia się z wszechogarniającej go szarzyzny. Na pochwałę zasługuje pomysłowość Munro. Pisarka w cudowny sposób potrafi opisać rzeczywistość pracowników fizycznych zajmujących się patroszeniem indyków, parę staruszek, które przyjaźnią się ze sobą od osiemdziesięciu lat czy sześć ciotek, które łączy wspólna siostrzenica a różni właściwie wszystko.
Niewątpliwe Alice Munro jest utalentowaną pisarką. Niektóre jej opowiadania są świetne, inne dość przeciętne, złych nie uraczyłam. Największą wadą jej pisarstwa jest przesadna subtelność oraz próba jednoczesnej pochwały i mitologizacji szarej rzeczywistości. Chwilami nie mogłam oderwać się od lektury, a czasami nie potrafiłam zrozumieć, jak długo jeszcze autorka będzie rozwodzić się nad jedną kwestią zamiast kazać swoim bohaterom wziąć sprawy w swoje ręce i działać. Bardzo ważnym, o ile nie najważniejszym, elementem opowiadań w tym tomie jest rozpamiętywanie i analizowanie przeszłości. W kilku opowiadaniach teraźniejszość sprowadza się jedynie do snucia wspomnień, a cała akcja rozgrywa się właśnie w przeszłości.
Paradoksalnie za najbardziej interesującą część tej książki uważam wstęp do niej. Podziwiam pisarzy, którzy potrafią pisać o swojej twórczości, moim zdaniem jest to szalenie trudne, tymczasem Alice Munro swoje ,,Księżyce Jowisza" rozpoczyna tak:
,,Bardzo mi trudno mówić o tym, co napisałam, i wracać do tego - nie mówiąc o czytaniu - gdy jest już opublikowane, zamknięte w tomie. Dlaczego? Po części przez zwyczajne wątpliwości. Może dałoby się to zrobić lepiej, znaleźć sposób, by użyte słowa lepiej wykonały swoje zadanie? To oczywiście próżne myśli - słowa istnieją już w ustalonej kolejności na zimnej stronie. Ale jest jeszcze inny powód. Każde opowiadanie to swego rodzaju przedłużenie mojej osoby, coś, co stanowiło część mnie, rozwijało się we mnie, a teraz jest odcięte, jest wystawiane na widok publiczny i skazane na samotność."*
To piękne słowa świadczące nie tylko o poglądzie pisarki na swoje dzieła, ale i o jej niezwykłej lekkości stylu. Na tyle okładki tego wydania widnieje napis ,,Niebo i piekło kobiet w opowiadaniach Alice Munro", Właśnie, moim zdaniem kobiet jest w tym tomie za dużo, przez co opowiadania są monotematycznie a pod koniec nawet męczące. Pomimo tych kilku minusów, nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Dzięki niej zainteresowałam się twórczością Munro, choć żeby ostatecznie ją ocenić, muszę przeczytać przynajmniej jeszcze jedną jej książkę. Możecie mi jakąś polecić?
*Munro Alice, Księżyce Jowisza, Kraków 2014, s. 7.