Są chwile, gdy śmiejesz się poprzez łzy. Ze szczęścia lub z tragedii, jaka cię dotknęła, i która przerasta cię swoim ogromem. Przygniata cię tak nagle, że w ogłupieniu śmiejesz się, podczas gdy z oczu płyną łzy. Płacze twoje wnętrze, a emocje nie znajdują drogi ku wyzwoleniu. Wszystko siedzi w tobie, oblepia wnętrze, jak gęsta nafta, breja, czy bagno spowalniając oddech, serce i poczucie jakiejkolwiek wartości. Słone łzy spływają do wnętrza ciebie.
Śmiech przez łzy bezsilności, niemocy, słabości wobec ogromu tragizmu. Tym jesteś. Małym człowieczkiem w świecie dla olbrzymów.
Jeden skok i cię nie ma. Leżysz na trawniku pod oknem z martwym wzrokiem utkwionym w błękitnym, bezchmurnym niebie. Śmierć – nie gość, nie bliski. Jeden krok dzieli cię od śmierci. Jesteś i cię nie ma. Nagle. W ciszy odchodzi twoja dusza, jak samotny włóczęga w dalszą drogę, ale już bez ciebie.
„Naftowa Wenus”. Wielka powieść w małym świecie. Wielka dla ciebie, bo choć niespełna 200-stronicowa, to skrywająca we wnętrzu moc, której nie da się oszacować. Zresztą, jej nie wolno do niczego porównywać. Nie można. Książkę przykłada się do czoła, przy niej nie boisz się okazywać emocji, przy niej płaczesz, jak dziecko.
Oto On, pionek na grze zwanej „życiem”. Miał rodziców i nagle ich nie ma. Ma syna, którego wcześniej nie miał. Ma dużo czasu wolnego, o którym wcześniej mógł marzyć. Miał pracę, a teraz ma pod opieką Downa. Ma emocje, których nie potrafi kontrolować ani ujarzmić. Stał się inny. W jednej chwili świat się kompletnie zmienił zapominając o nim. Nie jest w stanie nadążyć za myślami, za gestami, czy własnymi reakcjami. Poznaje się na nowo.
Rzut kostką i pionek porusza się kilka pół do przodu.
Aleksandr Sniegiriow napisał książkę, której czytanie sprawia ból. Śmiejesz się, zatrważasz, wściekasz na zachowania bohaterów. Wchodzisz w buty 17-letniego Wani z zespołem Downa. Czujesz to, co on. Jest ci z tym dobrze. Wania inaczej patrzy na świat aniżeli zdrowi. Jego wnętrze nie zalewa nafta. Z nim zachwycasz się pięknem obrazu Wenus, mówisz co myślisz, by nakarmić karmę. „Kocham piękno – mówi Wania. Piękno jest najważniejsze. A ludzie boją się piękna, ono ich poniża. Ludzie nazywają piękno grzechem (…). piękno jest dla mnie najważniejsze. W imię piękna jestem gotów na wszystko... I do psychiatryka, i... Jestem gotów pozbyć się głosu! I moje milczenie przeszyje świat”.
To powiedział Down? pytasz z niedowierzaniem. Down mądrzejszy od wszystkich Rosjan. A to oni są przecież mądrością i potęgą w świecie. Wokół Wani wszyscy się o nią spierają, wojują o rację, potokami słów wyrzucają z siebie własne teorie, a każda wydaje się być błyskotliwsza od poprzedniej. Spierają się politycznie i socjalnie. A Wania? Wania staje obok i mówi „Nikt nie zdoła zmienić Rosji (…) W Rosji wszyscy stają się Rosjanami”.
Głupi Down?, pytasz się ponownie. Absolutnie. To myślący, świadomy i bystry chłopak z zespołem Downa. 17-latek, który ma nieco inny świat od reszty. „Wszyscy ludzie budują sobie własne światy. Sąsiedzi, którzy odgrodzili się wysokim płotem, też zbudowali za nim swój świat. My z Wanią stworzyliśmy swój...”
ich świat jest na swój sposób wyjątkowy. Lecz pewnego ranka Wania znika. Z martwym wzrokiem leży na trawniku spoglądając w niebieskie niebo ponad blokiem. Leży przed rozpiętą „Wenus”, jego muzą i kobietą, którą kochał.
Aleksandr Sniegiriow! Jakże on pisze! Jakże się go czyta! Wszystko w tobie buzuje. Czytasz o życiu samotnego ojca i dorastającego chłopca z Downem. Zaczynasz czytasz z przyjemnością, rozsiadasz się wygodnie, by nagle dostać brudną szmatą w twarz. W tle Rosja. Tragedie ludzi, narodu. Bezmoc. Brak przyszłości. Żyjesz teraz, bo nie wiadomo czy będzie ci dane jutro żyć. Człowiek tu jest małym gwoździem w wielkiej rosyjskiej maszynie. Małym trybikiem. Nie ty, to szybko zastąpią cię nowym. Starych, bezużytecznych i szczekających gębami pozbywa się. W Rosji się sprząta śmieci, zwłaszcza te ludzkie.
Rosja w tle wiecznie żywa, tętniąca. „Rosja, jak kapryśna kobieta, wciąż odrzuca dobrych narzeczonych. A potem nikt jej nie chce. Nikt nie zdoła zmienić Rosji (…) Rosja zmieni wszystkich. W Rosji wszyscy stają się Rosjanami”.
Czytanie „Naftowej Wenus” sprawia ból, przeogromne cierpienie lecz magnetyzm powieści nie pozwala ci jej odłożyć. Buzują w tobie ciekawość, furia, ale i nadzieja jednocześnie. Nadzieja na co? Sam nie wiesz, ale ta nadzieja zostaje w tobie do końca. Czytasz do ostatniej kropki.
A gdy ją kończysz... zapada cisza.
Słone policzki, słona szyja, zamglone oczy. To ty.
Siedzisz w ciszy. Długo. Czas mija w innym świecie. Nie ma cię.
Oblepia cię nafta. Gęsta, ciemna breja. .
Brak słów. Usta ściśnięte. Serce? Gdzieś jest, bo żyjesz, lecz to serce w tobie już nigdy nie będzie takie, jak było przed „Naftową Wenus”. Sniegiriow cię zmieni...