Od zawsze ciekawił mnie kosmos i to, co się w nim znajduje. Choć moja fascynacja ograniczała się zazwyczaj do samego rozmyślania i tworzenia własnych pozaziemskich historii, lubię od czasu do czasu sięgać po publikacje na temat prawdziwych wydarzeń. Tak się złożyło, że w 2019 obchodziliśmy okrągłą, pięćdziesiątą rocznicę lądowania na Księżycu, dlatego też postanowiłam zmierzyć się z niemałą cegiełką, jaką jest ,,Na podbój Księżyca". Nie była to lektura dla mnie najłatwiejsza, jednak nie żałuję ani chwili, którą z nią spędziłam. Mimo wszystko, jest to tytuł bardzo urokliwy, specyficzny i niepowtarzalny.
,,Na podbój Księżyca" opowiada o pierwszym lądowaniu człowieka na Księżycu, choć nie tylko na tym skupia się Norman Mailer. Autor opowiada o swojej przygodzie związanej z tym wydarzeniem, odnosząc się do swoich własnych doświadczeń. Mówi o sobie w trzeciej osobie, a także nazywa samego siebie Aquariusem (ze względu na jego znak zodiaku). Porusza dzięki temu wiele innych tematów, związanych z filozofią, ekonomią, czy też chociażby pozwala bliżej poznać amerykańskie społeczeństwo tamtych czasów. Pisze o swoich przeżyciach i odczuciach na temat wielu spraw, przez co momentami można mieć wrażenie, że Mailer zapomniał o faktycznym temacie książki. Używa swojego charakterystycznego, błyskotliwego ciętego języka do komentowania wydarzeń, a także pokazuje wszystko z przymrużeniem oka. Uważam jednak, że gdyby skupił się w większym stopniu na podróży Armstronga, Aldrina i Collinsa, wyszłoby to jemu dziełu na lepsze. Zdecydowanie za wiele czasu skupia się na nieistotnych sprawach, choć mimo wszystko dodaje to jakiegoś uroku i pozwala poznać autora o wiele bliżej. Zwłaszcza, że nie pozwala o sobie ani na moment zapomnieć.
Jakby nie było, przedstawienie spraw związanych z misją Apollo 11 i przygotowaniami do niej stoi na najwyższym poziomie. Można poznać bardzo wiele ciekawych informacji na temat astronautów oraz samej misji. Niestety dla takiego astronomicznego laika jak ja, wiele spraw wydało się niezwykle zagmatwanych i skomplikowanych. Najwidoczniej już nie można ich przedstawić w prostszy sposób, a szkoda. Warto jednak sięgnąć ,,Na podbój księżyca" i samemu zmierzyć się z, nie mniej jednak, interesującym piórem Normana Mailera.
Nie jest to jednak reportaż pełen suchych faktów i szczegółów. Prawda, pojawiają się, jednak wszystko i tak zostało przedstawione w inny, nietypowy sposób. To tak naprawdę ogromna, epicka historia o jednym z najważniejszych wydarzeń ostatniego stulecia, którą autor potraktował bardzo subiektywnie. Niejednokrotnie wtrąca również swoje obawy i teorie związane z tym, co może na Księżycu czekać astronautów, a także kwestionuje sens takiej misji. Czyta się to niezwykle dobrze, jednak mogłoby to być odrobinę krótsze. Kilka razy pojawiły się momenty, które praktycznie kartkowałam (głównie rozterki narratora i trudniejsze opisy związane z mechaniką), zaś od niektórych wręcz nie mogłam się oderwać (najczęściej były to fragmenty opisujące Armstronga, Aldrina lub Collinsa). Na podbój Księżyca to szalona, a także melancholiczna podróż w kosmos i z powrotem.
Nowe wydanie książki Normana Mailera idealnie wpasowuje się w pięćdziesiątą rocznicę lądowania na Księżycu. Każda osoba zainteresowana tym tematem powinna po nią sięgnąć, gdyż można poznać inne oraz niezwykle ciekawe spojrzenie na misję Apollo 11. Zdarzają się co prawda gorsze momenty, jednak całokształt i tak prezentuje się bardzo dobrze. Choć może odstraszać objętością, czyta się ją przyjemnie, a wszystko dzięki przyjemnemu, pełnemu ironii stylowi autora. Być może nie wszystko wyglądało tak, jak się spodziewałam, jednak i tak warto dać jej szansę. To wciąż bardzo dobre źródło wiedzy na temat pierwszego lądowania na Księżycu.