Robiliście sobie zdjęcia z krasnalami we Wrocławiu? Jeśli myślicie, że o Dolnym Śląsku i jego atrakcjach wiecie już wszystko, to bardzo się mylicie.
Udowodni to w dobitny sposób Grzegorz Senderecki, którego przewodnik pokazuje, że zwiedzanie jakiegokolwiek skrawka świata wymaga większej zadumy i bardziej szerszego spojrzenia niż tylko stwierdzenia w stylu „Ale to ładne”.
Na Dolnym Śląsku byłam już kilka razy, zdobyłam kilka szczytów, fotografowałam zabytki, pozostawiając w pamięci podziw dla architektów i budowniczych, którzy przez wieki kształtowali obraz tej części Europy. Wiele fantastycznych zabytków przetrwało do dziś. Przewodnik Grzegorza Sendereckiego sprawia, że pamięcią wracam do miejsc już poznanych. To nie jest wymuszony powrót do wspomnień, ale zupełnie nowe postrzeganie tego, co stanowi kulturowy oraz historyczny dorobek Dolnego Śląska.
Ale po kolei.
Czy wiecie, że w Świdnicy w grudniu 1929 roku oraz w czerwcu 1930 w roli świadka w miejscowym sądzie zeznawał Adolf Hitler? Obecnie w budynku, po którym przechadzał się jeden z największych zbrodniarzy w historii świata, znajduje się Sąd Okręgowy.
Czy wiecie, że w Szczawnie-Zdroju znajduje się ośrodek o nazwie Korona Piastowska, który przed laty był hotelem Pruska Korona. Tu urodził się niemiecki noblista, Gerhart Hauptmann.
Czy wiecie, że XVII-wieczna Nysa była miejscem znanym z procesów czarownic, w pewnym momencie zrezygnowano nawet ze stosów na rzecz wybudowania specjalnego pieca do palenia oskarżanych o czary mieszkańców. Stracono tu ponad 250 osób, a osławiony piec znajdował się nieopodal Bramy Wrocławskiej, która przetrwała do dziś.
I do diabła: dlaczego król Dawid ma figlarnie założoną nogę na słynnej rzeźbie?
Warto też wiedzieć, że Jakob Böhme (ur. 1575 w Starym Zawidowie), znakomity gnostyk i filozof religii, uważany za pierwszego filozofa piszącego po niemiecku, a nie po łacinie, mieszkał w Zgorzelcu. Jego dzieła inspirowały Mickiewicza, Hegla, a nawet Newtona.
To tylko wybrane fakty historyczne, które przetaczają się przez filozoficzny dyskurs w przewodniku. Trochę szkoda, że fotografie są tu czarno-białe, ale taka jest koncepcja książki i należy to zaakceptować. Autor tej niezwykłej wyprawy po Dolnym Śląsku zabiera czytelnika w podróż po Wrocławiu, Zgorzelcu, Świdnicy, Jeleniej Górze, Wałbrzychu, Trzebnicy i wielu innych miejscowościach, odkrywając ich skarby w sposób, w nietuzinkowy sposób. Tu klasyczny opis zabytku mocno wiąże się z ludzką naturą, modą, filozofią i religią. W tej podróży znaczenie ma zarówno chrześcijaństwo, jak i protestantyzm z kalwinistami i luteranami na czele. Ludzkie zachowania i występki sprzed wieków mają wpływ na współczesny kształty Dolnego Śląska i jego atrakcje, jakże często pomijane w klasycznych przewodnikach bazujących bardziej na kolorowych fotografiach, a nie na wiedzy i naturze – często okrutnej – człowieka.
Nie brakuje też trudnych pytań. Chociażby o świętą Jadwigę, która dla chrześcijan jest wzorem chrześcijaństwa i życia w ascezie, z kolei dla filozofów i badaczy jej postawa ma zupełnie inny wymiar, twierdzą, że zwyczajnie była kobietą niedojrzałą psychicznie na skutek urazów doznanych w młodości i przekonaniu, że na jej rodzinie spoczywa klątwa.
Inne twierdzenia filozofów i historyków, takie jak:
„Karol Marks twierdził, że religia jest opium ludu, którym koi on swoją nędzę”.
Czy też:
„W przypadku śmiertelnych epidemii bywało tak, że połowa miasta wybierała się na nabożeństwo, a druga połowa na orgię".
Budują ciekawość historyczną, której nie można pominąć zwiedzając Dolny Śląsk.
I gdybyście się wybierali na rodzinne zwiedzanie z obawą, że Wasze dzieci się taką filozoficzno-historyczną wycieczką znudzą, pamiętajcie słowa Grzegorza Sendereckiego, który rozprawia się z rodzicielską „niewiarą” w swoich potomków:
„(…) pewna historia, która można zadedykować wszystkim rodzicom, martwiącym się o wyniki swoich dzieci. Gerhart Hauptmann miał dwóch braci. Był najmłodszy. Najlepiej zapowiadał się najstarszy z braci, Georg – elokwentny i błyskotliwy. Nieco gorzej rokował średni z braci, Carl, zanadto zamyślony i odludek. Najgorzej zapowiadał się najmłodszy, Gerhart, półgłówek, z którym w ogóle trudno się było porozumieć. Ojciec nie próbował nawet zapisać go do szkoły średniej, wysłał na folwark do wuja, by nauczył się przynajmniej pracować w gospodarstwie rolnym. Najstarszy z braci został kupcem w Hamburgu, dorobił się majątku po czym zbankrutował i popadł w nędzę. Gorzej zapowiadający się Carl został profesorem filozofii. Półgłówek zaś otrzymał Nagrodę Nobla”.
Jeśli jesteście typami turystów, dla których największą przygodą jest zrobienie sobie selfie z wrocławskim krasnalem, to unikajcie tego przewodnika. Jeśli jednak jest w Was nieco więcej turystycznych ambicji, to musicie wiedzieć, że: „Zaiste, jest w tym świecie coś anielskiego” – jak kończy książkową podróż autor przewodnika. Te słowa mówią wszystko: sięgając po przewodnik po Dolnym Śląsku, możecie się spodziewać piękna, na jakie zwykle nie zwraca się uwagi.