Dziwne... Ciekawe... Dziwne... Ciekawe... Gdybyście siedzieli w moich myślach, to moglibyście słuchać na okrągło tych słów, którymi oto opisuję mój stosunek do tej książki. Dodam jeszcze słowo "niezwykłe", bo właśnie tak mogłabym to wszystko opisać. W trzech słowach.
Złapałam tę książkę w dłoń w bibliotece i od razu postanowiłam ją wypożyczyć. Dlaczego? Czy zainteresowało mnie to, że jako nową pozycję na półce, nikt jej nie wypożyczał jeszcze? Może to wina pozłacanego tytułu? Może to te odcienie niebieskiego na okładce? Albo wielkiego statku stojącego w porcie, wielkiego Chathranda, który to, według dopisku na tylnej części okładki, jest Wspaniałym Żaglowcem? Nigdy jakoś specjalnie nie interesowały mnie książki o rejsach i piratach, ba!, nawet żadnej z nich nie miałam w dłoniach Czy mogłam, w kwestii tej książki, iść za impulsem miłości do wspaniałego Jack'a Sparrow'a i czterech części Piratów z Karaibów? Chyba nie... Nie przypominam sobie, abym wtedy o tym myślała, a jednak, mimo wszystko, książka ta znalazła się w mojej dłoni i została przeze mnie przeczytana.
Jaki jest mój stosunek do tej pozycji? Otóż taki, że dziwny, ciekawy, wręcz niezwykły. Dlaczego? Dzieje się to przez to, że gdy książka leżała sobie na moim biurku, zabierałam się do czytania jej z lekką niechęcią i oporem, nie ciągnęło mnie do niej, nie powodowała we mnie tego impulsu, który to nie pozwala mi zasnąć, dopóki nie poznam treści kolejnych stron. Jednakże... Gdy już znalazła się w moich szponach, a jej stronice zaczynały być torturowane przez moje natrętne oczy, nie chciałam od niej odchodzić i pragnęłam więcej informacji, dotyczących zwykłego chłopaka Pazela Pathkendle, Tashy Isiq, a nawet przebudzonego szczurka Felthrupa Stargravena. Gdy cię nie widzę, nie wzdycham nie płaczę... Niby do książki mnie nie ciągnęło, ale gdy już zaczynałam ją czytać, nie potrafiłam się od niej oderwać, przez co usłyszałam kilka uskarżeń ze strony rodzinki.
Książka opowiada o wydarzeniach jakie mają miejsce pięć dni przed wypłynięciem Chathranda w rejs i osiemdziesiąt dni na nim, włączając kilka miejsc, obok których przebywał w portach. Głównym bohaterem, który ma takie miano przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest Pazel Pathkendle, który stracił swój dom i rodzinę kilka lat przed rozpoczęciem akcji Sprzysiężenia Czerwonego Wilka. Chłopak zostaje, pośrednio przez dobrego przyjaciela rodziny, wyrzucony z Eniela, statku, na którym był smołownikiem, takim chłopcem na posyłki i brudnej roboty na statku. W Etherhorde, mieście portowym, w którym utknął, udaje mu się dostać pracę na Wspaniałym Żaglowcu i oto tak zostaje wplątany w wydarzenia, które mają się na nim odbyć, a które są przesiąknięte politycznymi intrygami.
Nie będę się tu za bardzo rozpisywała, ale ze zwykłego, posłusznego i potulnego smołownika, staje się on dojrzałym i odważnym, można by rzec, bohaterem. Przechodzi w całym kawałku, przez wiele czających się na niego niebezpieczeństw i zakochuje się w Tashy Isiq, która to ma poślubić jakiegoś księcia z Mzithrinu. Aż mnie skręca, aby przeczytać drugą część i dowiedzieć się, co się z nimi stanie oraz ze Sprzysiężeniem Czerwonego Wilka, które to zostaje zawiązane w ostatnim rozdziale książki, a którego przyszłość zostaje pod wielkim znakiem zapytania.
Książkę polecam. Za bardzo nie przepadam za polityką, ale zawiłe spiski i pełne bogactwa kulturowego opisy, bardzo urzeczywistniają świat przedstawiony Alifrosu. Jeśli nie chodzi o miłość, to chodzi o władzę i pieniądze. I tak też jest tu. Jedno państwo chce klęski drugiego i niestety do samego końca nie wiemy, która strona wygra. Zwykły smołownik, czarownik, który już podwójnie z martwych powrócił, król cesarstwa Arqualu, zły Shaggat, królowie Mzithirnu, czy może jednak zaskoczy wszystkich nastanie pokoju?