Cykle Kleypas uwielbiam od lat. Od czasów Hathawayów, gdy czekałam na każdy tom i gnałam do Empiku, gdzie wtedy jeszcze się zaopatrywałam, i kupowałam w dniu premiery. Potem nadeszły małe upadki, ale wzlotów nie brakowało, ale miłość do autorki i ciągłe wracanie do jej historii została ze mną ;)
Ravenelowie są zupełnie inni niż seria od której zaczęłam, jest to cykl nowszy nie tylko z racji późniejszego powstania, ale też z okazji czasu, w jakim się dzieje. Arystokracja i wpływy przez krew, odchodzą już trochę w tło, trochę na dalszy plan, a na wierzch wychodzą przemysłowcy i biznesmeni. Przestaje się liczyć krew, choć tytuły dla tych posiadających ‘tylko’ pieniądze są kuszące, bardziej zaczynają się liczyć wpływy wynikające z osiągnięć pracy własnych rąk. Ravenelowie są jakby w połowie tego wszystkiego. Jest tytuł, jest krew, jest pochodzenie, ale jest też ciężka własna praca, a nie tylko spijanie śmietanki z cudzego udoju.
Rodzinka ta jest dość postępowa i wbrew zwyczajom szanują się nawzajem, niezależnie od płci. Na szczęście dla Pandory, najbardziej postępowej z nich wszystkich. Pandora jest wyjątkowa. Bo co to za arystokratka, która projektuje gry planszowe, a na dodatek je sprzedaje?
Jest jeszcze druga strona medalu - on. Gabriel St. Vincent. Brzmi znajomo? Dla czytelników cyklu Wallflowers na pewno ;)
Syn swojego ojca, Sebastiana, diabła :D ale nie tak diabelski i rozpustny jak ojciec. Właściwie… zaskakująco rodzinny, spokojny, choć niepokorny, i uroczy. Dąży do tego, czego pragnie, a zapragnął właśnie Pandory…
Powiem Wam, że spodziewałam się czegoś dzikszego, czegoś bardziej na zasadzie hate-love, darcie kotów, te bajery. A dostałam… uroczy, spokojny i słodki romans ogrzewający serce ;)
Nie narzekam, bo jeśli chodzi o Lisę, to jak wspomniałam na początku, biorę niemal w ciemno. Uwielbiam to jak w tle tej opowieści ściera się klasyka z postępem, to jak powoli wyłania się nowy świat, który wraz z bohaterami powoli poznajemy. I to jak na takim nietypowym tle poznajemy bohaterów. A wierzcie mi - warto.
Ta dwójka bardzo do siebie pasuje. Czytanie o ich drodze do miłości i wspólnej przyszłości to przyjemność, którą z przyjemnością niebawem bym powtórzyła :P
I jeśli czas pozwoli, faktycznie wrócę, bo Ravenelowie dobrze robią na mój nastrój.