Nie przepadam za gotowaniem. Zdecydowanie najbardziej smakują mi potrawy przygotowane przez mamę, która rozpieściła mnie pod tym względem i do tej pory raczej nie muszę wykazywać się w kuchni. Od czasu do czasu próbuję coś upichcić i wówczas niezbędnym elementem wyposażenia kuchni staje się książka kucharska. Ostatnimi czasy wpadła w moje ręce „Zwykła książka kucharska” Anny Karasiowej. Tytuł publikacji jest nieco przewrotny, bo akurat omawiana książka, jest zdecydowanie niezwykła, bowiem pomiędzy przepisami wplecione zostały króciutkie opowiastki kulinarne tworzące niepowtarzalny klimat.
Autorka jest doświadczoną kucharką, która wszystkie prezentowane przepisy wypróbowała osobiście. Dzięki temu można mieć pewność, że potrawa, którą chcemy wykonać na pewno się uda. Ponadto Anna Karasiowa dzieli się z czytelnikami własnymi przemyśleniami, radami i rożnymi tajnymi sztuczkami ułatwiającymi życie tym, którzy czują się w kuchni niepewnie. Przepisy prezentowane w książce nawiązują do kuchni tradycyjnej. Nie znajdziemy w niej żadnych ekstrawaganckich potraw, chociaż nie zabrakło oryginalnych i ciekawych przepisów, jak choćby na kanapkę z awokado. Najczęściej przepisy są krótkie i łatwe do zapamiętania, jednakże niektóre z nich wymagają większego stopnia wtajemniczenia w sztuce kulinarnej i mogą wprawić w zakłopotanie dopiero uczących się kucharzy, gdyż użyte w nich zostały tajemnicze określenia, które dla zaawansowanych użytkowników kuchni są oczywiste (dopytywałam mamę o kilka spraw i zawsze wiedziała o czym mowa).
Książka składa się z króciutkiego wstępu i czterech głównych rozdziałów. W pierwszym znajdziemy pomysły na różnego rodzaju śniadania, w kolejnym na dania typowo obiadowe, dodatki do nich, a także desery. Trzeci rozdział poświęcony został potrawom świątecznym, konfiturom i nalewkom, a w ostatnim znajduje się szczypta wiedzy na temat ziół i przypraw niezbędnych w kuchni. Najbardziej spodobał mi się rozdział dotyczący potraw śniadaniowych. Nie przypuszczał nawet, że poranny posiłek może być tak urozmaicony! Z przyjemnością wypróbuję proponowane przez autorkę pasty do chleba, grzanki i tosty.
Pod względem edytorskim książka została wydana na bardzo wysokim poziomie - kredowy papier, twarda oprawa, szyte kartki oraz mnóstwo kolorowych fotografii. Przy każdym przepisie znajduje się lista potrzebnych składników, która graficznie wygląda jakby została zapisana na żółtej karteczce i dopięta pinezką. Niby nic, a jednak cieszy.
Jak już wspominałam gotowanie nie jest moją mocną stroną, ale czuję się dobrze w rożnego rodzaju sałatkach i uwielbiam ręcznie zagniatać ciasto. Z tego właśnie powodu osobiście wypróbowałam przepis na ciasteczka pseuofrancuskie (str. 156). Wystarczy zagnieść równą ilość tłustego twarogu, masła i mąki (w moim przypadku 250 dag każdego ze składników), a uformowane ciasto włożyć na godzinę do lodówki. Po upływie tego czasu ciasto wałkujemy, parokrotnie składając. Następnie wycinamy kółeczka i nadziewamy je marmoladą. Przed pieczeniem należy posmarować przygotowane pierożki jajkiem i posypać grubym cukrem (ja posypałam zwykłym, który skarmelizował się podczas pieczenia i dzięki temu ciasteczka nabrały „rumieńców”). Zabrakło mi tylko informacji o temperaturze i czasie pieczenia. Najprawdopodobniej jest to niewielkie przeoczenie autorki, gdyż w pozostałych recepturach na ciasta i ciasteczka nie znalazłam podobnych braków. Wracając do wypieków, muszę się pochwalić, że ciasteczka pseudofrancuskie są przepyszne!
Polecam wszystkim nie tylko ten przepis, ale i całą „Zwykłą książkę kucharską”, w której znajdziecie więcej pomysłów na smakołyki na każda okazję!