Naobiecywałam sobie dużo i jak to zwykle bywa, rozczarowałam się. Co prawda nie było to rozczarowanie całkowite i sromotne, ale jednak.
,,Ewangelia według Afraniusza'' składa się z dwóch części. Pierwszą jest esej o charakterze filozoficzno-teologicznym, który omawia treść i pewne nieścisłości pojawiające się w czterech biblijnych ewangeliach, drugą - list Afraniusza, w którym ten omawia krok po kroku fiasko operacji ,,Ryba''.
I o ile we wstępnym eseju Jeśkow bardzo ładnie rozprawia się z zagadnieniem zmartwychwstania Jezusa i z rozbieżnościami w tej części jego historii, które pojawiają się w poszczególnych ewangeliach, o tyle właściwe opowiadanie, czyli ta ,,dobra nowina'' Afraniusza jakoś tak niespecjalnie mnie porwała, powiedziałabym wręcz, że wynudziłam się przy niej, jakoś nie mogłam się przemóc. Rozumiem do czego autor dążył ale sposób w jaki zdecydował się to osiągnąć kompletnie do mnie nie przemówił. Możliwe, że to przez epistolarny charakter całości. Choć równie dobrze mogła mnie rozczarować forma wypowiedzi Afraniusza. Wiem, że nie sięgałam po dzieło stricte historyczne, takie, w którym będą pojawiać się archaizmy i zwroty właściwe Rzymianom zamieszkującym tereny Palestyny i ich okolice w tym konkretnym czasie, ale jednak, mimo wszystko, momenty w których Jeśkow używał języka współczesnego, wpadającego w potoczny skutecznie uniemożliwiały mi wczucie się w tą opowieść. A szkoda, bo u podstaw jej konstrukcji leżał szeroko omówiony w pierwszym eseju sceptycyzm.
,,Nieszczęście polega na tym, że w ostatnich dniach Jeszua przeżył tak silny psychologiczny kryzys, że stał się nieprzydatny do dalszego wykorzystywania w charakterze religijnego lidera: zamierza dobrowolnie zginąć, przyjmując na siebie wszystkie grzechy świata - ni mniej, ni więcej.''
Jeśkow wprowadza nas do krainy słabo odpowiadającej idyllicznemu obrazowi znanemu nam z ewangelii - Palestyna, którą przedstawia jest miejscem zajętym przez wrogi reżim, miejscem w którym notorycznie wybuchają powstania narodowowyzwoleńcze, a różne ugrupowania religijne dążą do zdobycia władzy i wpływów nad ludzkimi duszami. W tym właśnie czasie i w takich okolicznościach pojawia się Jezus, który krytykuje wszystkich (tylko nie zelotów) i dość szybko staje się osobowością znaną, rzec by można, że wręcz polityczną.
W to wszystko zamieszany zostaje również Jan Chrzciciel, który - czego Jeśkow dowodzi - mógł nie być w istocie tak zachwycony pojawieniem się Jezusa w okolicy, jak jest to w ewangeliach opisane; żeby nie wspomnieć już o Poncjuszu Piłacie i jego własnych rozgrywkach przeciwko Sanhedrynowi, i o samym zmartwychwstaniu, i powtórnych objawieniach, które za każdym razem zdarzały się w dość niezwykłych i specyficznych warunkach ograniczonej widoczności.
Podsumowując, pierwsza część ,,Ewangelii według Afraniusza'', jako sceptyczny wstęp do analizy treści ewangelii - jak najbardziej. Świetna lektura, polecam. Samo opowiadanie Afraniusza... już niekoniecznie. Stąd gwiazdek pięć, ażeby ocena była pośrodku.