Kiedy zobaczyłam tytuł i okładkę padał deszcz, za oknem plucha, zimno i jak najbardziej na miejscu jest tęsknota za latem, ciepłem i soczystą zielenią… spodziewałam się kolejnej książki o miłości pod włoskim niebem, zmianie stylu życia, optymizmu i co tu dużo mówić odmóżdżającej lektury, która chociaż na chwile pozwoli uwierzyć, że jeśli wystarczająco mocno się czegoś pragnie, wtedy marzenia się spełnią. Nie oczekiwałam książki tak… skomplikowanej, wielowątkowej, zmuszającej do myślenia, ostatniej, którą wpisałabym na listę lektur przyjemnych, łatwych i odmóżdżającej.
Na samym początku poznajemy Tessę, piękną młodą dziewczynę, która nie pasuje troszkę do czasów w których żyje, dziewczynę która zakochuje się w chłopaku z którym nie ma szans na związek szczęśliwy, spełniony, jedyne na co może liczyć to kradzione chwile sam na sam, dobrą zabawę i żadnych zobowiązań, to pierwsze uczucie, pierwsze zetkniecie się z takim pojmowaniem miłości, relacji między kobietą i mężczyzną wywrze na Tessie niezatarte piętno a także położy się cieniem na życiu wielu ludzi. Bo po kilku latach znowu spotkamy Tessę, która ze słonecznej Italii wyjechała do deszczowej Anglii, jej matka zmarła, Tessa zajmuje się młodszą siostrą Freddie, zarabia na życie jako modelka, jest piękna i rozchwytywana, ma duże grono wielbicieli z którymi chodzi do łóżka bez zobowiązań. Nie chce małżeństwa, nie chce stabilizacji, chce się dobrze bawić, nie wymaga daleko idących deklaracji, sama też ich nie składa. Pewnego zimowego dnia odwiedza siostrę, nie zdaje sobie sprawy jakie ten wieczór przyniesie konsekwencje, czy gdyby wiedziała szłaby pojeździć na lodowisku, gdzie spotka i początkowo weźmie ją za ducha Milo, pisarz znudzony życiem przy boku pięknej i kochającej go bez granic żony, a mimo to chadzający na boki? Milo i Tessa zakochają się w sobie uczucie opiewane przez poetów, prozaików, muzyków, wszystkich! Okazuje się destrukcyjne niszczy życie Tessy, Rebecki(żony Mila) w perspektywie jeszcze odczuje to na własnej skórze Freddie a także przyjaciele Tessy.
Ta książka to opowieść o silnych kobietach, które szukały swojego miejsca w świecie, wśród historycznego zamętu II wojny światowej. Historia kobiet, które kochały za mocno, jeśli można powiedzieć, że kocha się za mocno. Kochają i płacą za tą milość ogromną cenę, mężczyźni spadają na cztery łapy, Milo – główny sprawca tej tragedii jak gdyby nigdy nic otrzepuje się po tym upadku i rozpoczyna nowe życie z kolejną kobietą zauroczoną jego osobą, nie ma świadomości, ze swoją lekkomyślnością, skrajnym egoizmem zniszczył komuś życie.
Ta książka zmusza do wielu refleksji, nad życiem, miłością, nad nieprzewidywalnością ludzkiego życia, nie chcę spolerować, ale ta książka obfituje w zaskakujące zdarzenia, zaskakujące, ale nie naiwnie niemożliwe. Los nie rozpieszcza bohaterek, poczytamy o życiu takim jakie ono jest, o blaskach i cieniach.
Spotkałam się z opinią, że tytuł nie ma nic wspólnego z opowieścią, ba może odrzucić, bo niektórzy mają przecież dosyć książek o wyjazdach do ciepłych, śródziemnomorskich krajów, owszem akcja dzieje się we Florencji dosłownie przez chwilę. Ale tak naprawdę geneza wszystkich tych zdarzeń, jest to lato z samego początku opowieści, bo może gdyby Tessa spotkała mężczyznę, który pokazałby jej czym jest prawdziwa miłość, bliskość, pokrewieństwo dusz, to wszystko potoczyłoby się inaczej, może byłoby mniej cierpienia, dramatów, straconych szans?
Plusem tej książki jest to, że każdy może interpretować ją na swój sposób, samemu wydobywać na wierzch problemy ważne akurat dla nas. Książkę czyta się błyskawicznie, bo napisana jest dobrym stylem i chociaż często się odrywałam od lektury, aby smętnie patrzeć w okno i przemyśliwać dany problem, nie czuję się jakoś zdołowana(przynajmniej nie tą książką).
Mile się rozczarowałam, oczekiwałam płytkiego czytadła, a przypadkiem odkryłam ciekawą ksiażką o ważnych problemach.
http://kasiek-mysli.blogspot.com/2011/12/florenckie-lato-judith-lennox.html