Ubogi mag mieszkający w Chicago nie ma łatwego życia. Jego nazwisko figuruje w książce telefonicznej pod hasłem "usługi", częściej jednak dostaje infantylne telefony niż prawdziwe zlecenia. Na szczęście Harremu Dresdenowi zaufała policja (dzięki temu nie przymiera głodem i nie mieszka na ulicy), która prosi go o porady w zakresie zjawisk paranormalnych (oczywiście w dochodzeniówce prawie wszyscy patrzą na Harrego jak na wariata - milczą jednak, zgromieni wzrokiem porucznik Karrin Murphy, która go zatrudnia). I tak, pewnego dnia, zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Została ona popełniona ze szczególnym okrucieństwem - dwojgu kochankom serca dosłownie eksplodowały. Tak po prostu - same z siebie. W mieszkaniu nie widać śladów walki, para nie została postrzelona... Dresden od razu domyśla się, że w tym morderstwie maczał palce niesamowicie silny mag, prawdziwą sztuką jest bowiem popełnienie takiego czynu na odległość, nie brudząc sobie przy tym rąk. Mężczyzna natychmiast zaczyna śledztwo na własną rękę, a komuś zaczyna to bardzo przeszkadzać. Odtąd Harry Dresden znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I to podwójnym, bo oprócz mordercy kochanków ściga go także jego mroczna przeszłość...
"Front burzowy" to lektura "na jeden gryz", jednak w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu - nie jest długa, a poza tym nie sposób się od niej oderwać, bo karki właściwie przerzucają się same. Czyta się ją wszędzie - w tramwaju, na wykładzie, w kolejce do kasy... Ja już osiągnęłam najwyższy stopień - podczytywałam w trakcie rozmowy telefonicznej. Reakcję rozmówcy pewnie możecie sobie wyobrazić!
"Niech to szlag, będę musiał jednak przeprowadzić te badania. Może faktycznie coś przyniosą, jakąś wskazówkę, która pomoże doprowadzić mnie albo policję do winnego. A może smoki zaczną mi wyfruwać z tyłka... Ale próbować trzeba."
Jim Butcher ma niesamowity styl gawędziarza, zabawia swoich czytelników w inteligentny i przemyślany sposób. Styl prowadzenia historii jest ważny, ale jak to się mówi "Z pustego i Salomon nie naleje". Na szczęście w przypadku tej książki błyskotliwa narracja idzie w parze z treścią. Historia jest nietuzinkowa i konsekwentnie poprowadzona. Bardzo przypadły mi do gustu opisy fantastycznych stworzeń - według Butchera wampiry są prawdziwymi bestiami kryjącymi się tylko pod miłą dla oka powłoką, natomiast elfy są małe i sprytne. Nie na tyle jednak, by oprzeć się świeżemu chlebowi i odrobinie miodu (czyż to nie urocze?). Stworzenie z maga "zabójcy" wszelkich urządzeń elektronicznych (i nie tylko) też było dobrym posunięciem - wyobraźcie sobie teraz Harrego, który musi zapalać lampy naftowe, bo buntuje mu się żyrandol! Pisarz dowiódł, że pisząc fantastykę nie trzeba korzystać z utartych schematów.
"Telefon zadzwonił znowu (...). Przyjrzałem mu się. Nie ufam elektronice. Cokolwiek wyprodukowane po latach czterdziestych jest podejrzane i chyba nie za bardzo mnie lubi. Co tylko chcecie: samochody, radia, telefony, telewizory, magnetowidy - żadna z tych rzeczy nie zachowuje się wobec mnie przyzwoicie. Nie lubię nawet używać automatycznych ołówków."
Harry Dresden jest postacią ironiczną i szalenie zabawną. W jego wypowiedziach nie brakuje sarkazmu i iście wisielczego humoru. W chwili, gdy zdałam sobie sprawę z oryginalności tego bohatera, złapałam się za głowę. Zawsze narzekałam na pozbawione silnego charakteru, głupie i po prostu nudne główne bohaterki (które coraz częściej są regułą, na przykład w literaturze młodzieżowej), ściskając w objęciach kilka książkowych wyjątków, które wielbię i trzymam na półce. Tymczasem nie potrafiłam sobie przypomnieć ani jednego równie zabawnego i inteligentnego męskiego głównego bohatera, jakim jest mag Dresden! Może to wynikać z faktu, że jeszcze na niego nie trafiłam, ale i tak wyniki mojego rozmyślania są szokujące. Co więcej, "Front burzowy" posiada wiele innych ciekawych, złożonych postaci. Porucznik Murphy nie sposób jest nie kochać, podobnie jak Boba - ducha zamkniętego w gołej czaszce (który zastępuje magowi komputer).
Muszę wspomnieć także o wspaniałej okładce! Jest ona stworzona ze smakiem i dbałością o szczegóły (ach, te wypukłe litery!). Wydanie ma tłuściutką, bardzo przyjazną dla oka czcionkę, a cała książka - wygodny format. Mówię o tym, ponieważ często zdarza mi się trafić na tom za gruby albo za duży, co bardzo utrudnia czytanie.
"Front burzowy" polecam nie tylko fanom fantastki, ale także wszystkim tym, którzy chcą się trochę pośmiać, czytając bardzo przyjemną i lekką lekturę. Ostrzegam, że bardzo wciąga! A po przewróceniu ostatniej kartki ma się ochotę na więcej!