Bycie potężnym magiem wiąże się zazwyczaj z szacunkiem, prestiżem oraz ogromną mocą. Gwarantuje dostęp do ekskluzywnych artefaktów w edycji limitowanej, szerokiego wachlarza efektownych sztuczek oraz potężnych zaklęć zdolnych kruszyć mury, przełamać linie wroga czy powstrzymać gigantycznego demona przed przejściem dalej. Znajdująca się w obowiązkowym wyposażeniu zwiewna szata zapewnia komfort i wygodę, a bujna szara broda dodaje majestatu. Natomiast osiągniecie odpowiednio wysokiego poziomu doświadczenia, w razie śmiertelnego zagrożenia padającego na krainę człowieka pozwala na załatwianie wszelkich formalności zdalnie. Wystarczy wysłać z misją ratowania świata drużynę odważnych śmiałków lub wzorowego ucznia. Macie przed oczami ten obrazek? No to właśnie Harry Dresden zupełnie do niego nie pasuje.
Harry jest profesjonalnym czarodziejem z Chicago. I to takim całkiem prawdziwym. Jego ogłoszenie można znaleźć w książce telefonicznej. „Dochodzenia paranormalne. Konsultacje. Porady. Umiarkowane ceny”. Sprawdźcie sami. Niewiele ma jednak wspólnego z Potterem, Merlinem czy Gandalfem. I wcale nie chodzi o to, że jako jedyny postanowił założyć legalną działalność i odprowadzać podatki. Pewnie chciałby ratować księżniczki, zdejmować klątwy, poszukiwać legendarnych artefaktów czy pojedynkować się na różdżki w samo południe (czarodzieje tak robią, prawda?), wzbudzając podziw pań i konsternacje redaktorów naczelnych miejskich gazet. Zamiast tego ledwo daje radę wiązać koniec z końcem. Zalega z opłatami za czynsz, od dawna nie dostał żadnego poważnego zlecenia, a ludzie, słysząc o jego zawodzie, patrzą na niego jak na wariata. Czasem dorabia jako policyjny konsultant do spraw paranormalnych, ale tam też prawie nikt nie bierze go na poważnie. Jego życie, zamiast tętnić od magii i cudowności, jest pasmem nieustannych porażek i problemów. W końcu jednak wokół Harry’ego zaczyna dziać się więcej, przysparzając mu głównie więcej kłopotów, siniaków, krępujących sytuacji i zmagań o własne życie.
Zaraz po tym, jak główny bohater się nam przedstawił swoją smutną egzystencję, wywołując chęć poklepania go po ramieniu i zapewniając go, że „wszystko się jakoś ułoży”, akcja rusza do przodu pełną parą. Policja bada sprawę brutalnego morderstwa dwójki kochanków, którym podczas chwili uniesienia tajemnicza siła wyrwała serca. Zdesperowana kobieta prosi Dresdena o pomoc w odnalezieniu męża zafascynowanego czarną magią. Na ulicach miasta pojawia się narkotyk pozwalający dostrzec ludziom magiczne zjawiska. We wszystko wydają się zamieszane wampiry, lokalna mafia i tajemniczy mag, a Harry w każdym zdążył już zrobić sobie wroga.
Front Burzowy to klasyczne urban fantasy (serio, wpiszcie to hasło w wyszukiwarkę, a zobaczycie Dresdena). Na ulicach wielkiego miasta prężnie rozwija się przestępczość zorganizowana, grając na nosie wymiarowi sprawiedliwości. W cieniu natomiast, ukryci przed wzrokiem śmiertelników, żyją magowie, wampiry, wróżki i cała fantastyczna ferajna z opcją przywołania własnego demona na posyłki w pakiecie.
Jim Butcher w swojej wariacji na temat podgatunku nie wprowadza w zasadzie niczego nowego. Jest rzemieślnikiem, który świetnie potrafi się wczuć w podstawowe założenia podgatunku. Stawia przede wszystkim na szybką akcję oraz mnogość wątków, odstawiając na bok szczegółowe opisy świata i wprowadzanych nowych elementów, a o bohaterach prawie zupełnie zapominając. Dresden, pędząc od jednego punktu do drugiego, dzieli się z czytelnikiem podstawowymi informacjami jedynie wtedy, gdy łapie oddech pomiędzy otrzymywaniem kolejnych ciosów. A tych dostaje całkiem sporo. Mag jest osamotnionym bohaterem. Wszyscy chcą go zabić, nikt mu nie ufa, ciągle dostaje solidne lanie i nic nie idzie po jego myśli. Do takiej sytuacji najlepiej pasowałby gruboskórny dupek o przymrużonym spojrzeniu Clinta Eastwooda i manierach Johna McClane’a. Tymczasem Harry wcale nie jest taki brudny, na jakiego chciałby pozować. Jest niezbyt ogarniętym, fajtłapowatym detektywem krępującym się w towarzystwem atrakcyjnych kobiet. Jeżeli coś ma pójść nie tak, to los zadba o to, żeby tak właśnie było, nie przebierając przy tym w środkach. Walka z morderczym demonem zupełnie nagi, w strugach deszczu i z szamponem spływającym do oczu? Harry już się z tym pogodził, bo dla niego to codzienność.
Front Burzowy, otwierający cykl Akta Harry’ego Dresdena, to pozycja pełna akcji, magii, doprawiona odrobiną humoru, w swojej budowie jednak niezwykle prosta i w niektórych elementach nieco wybrakowana. Pojawiający się na chwilę malutki elf Tut-tut czy zamieszkujący czaszkę w pracowni maga wiecznie napalony duszek-erotoman o imieniu Bob są znacznie ciekawsi niż reszta znaczących bohaterów, głównego w to wliczając. Prosta, lekka, z elementami horroru oraz kilkoma ciekawymi pomysłami książka może zapewnić niezobowiązującą zabawę, jednak zdecydowanie nie ma tu co szukać czegoś charakterystycznego czy niepowtarzalnego.
RuBryka Popkulturalna ocenia 7/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl