Miłość wyczytana z nut recenzja

Namęczyłam się czytając, ponieważ książka Pani Tyl jest beznadziejnie i do bólu sztampowa. Historię którą przedstawia autorka, wymyślić mógłby nawet mało uzdolniony literacko oglądacz telenoweli Klan czy Pierwsza miłość. Do tego bohaterowie są nijacy i też od szablonu: jeśli romantyczny mężczyzna ( a tylko taki się nadaje na męża) to artysta, jeśli twardo stąpający po ziemi to lekarz. Naturalnie ten praktyczny to samo zło, to że myśli o kupnie domu dla rodziny i ma stała pracę dyskwalifikuje go jako partnera dla super zarabiającej świetliczanki. Rzecz jasna nasza główna bohaterka, istota romantyczne i wrażliwa może pracować tylko z dziećmi lub ewentualnie z małymi zwierzątkami. Bo każda inna kobieta to babochłop. Eliza jest już koło 30 więc poczuła zew i postanowiła założyć nową komórkę społeczną. Do tej pory panowała posucha, a tu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się dwóch kandydatów. No i jest problem.
O samej historii nie mogę więcej napisać, bo od razu zdradziłabym co dalej, tak bardzo jest przewidywalna. Co mogę więc rzec - po tę książkę mogą sięgnąć osoby które przeczytały bardzo niewiele literatury kobiecej, nie oglądają seriali obyczajowych ani żadnych telenowel, może będą w stanie ją przeczytać bez bólu.
Ja się tu nie czepiam stylu, pióra czy innych historii, ja się czepiam pomysłu, a raczej jego braku. Wiem, że musi być popyt na takie książki, skoro są wydawane, ale do licha, nie przyjmuję tego do wiadomości!