Są takie książki, które wyjątkowo na długo pozostają w pamięci, które wpływają na nasze emocje, odczucia, które napełniają nas smutkiem, a niekiedy nawet potrafią zmienić nasze spojrzenie na pewne sprawy. Taką książką jest niewątpliwie „Niewdzięczna pamięć” Bernlefa.
Maarten Klein to główny bohater powieści, który powoli, lecz nieubłagalnie traci kontakt z rzeczywistością, z otaczającym go światem i ludźmi. Co może czuć taki człowiek? Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Ta bezsilność, zagubienie, aż w końcu świadomość, że nie ma się przeszłości to jak rozsypujący się domek z kart, którym to domkiem było własne życie.
A to wszystko zaczyna się tak niewinnie, tylko niewielkimi ubytkami pamięci, co przecież zdarza się na co dzień każdemu z nas. Bowiem, czy nigdy nie zdarzyło wam się zapomnieć, gdzie położyliście klucze? Problem w tym, że Maartenowi zdarza się to coraz częściej. Na początku to tylko zapomniana herbata, czy pomylenie nocy z dniem, roku 2010 z rokiem 2005, aż nagle widzimy jak nasz bohater coraz bardziej zatraca się. Zaczyna mylić przeszłość z przyszłością, zapomina o tym, że jego dzieci są już dorosłe, a sam coraz częściej wraca do swojego dzieciństwa.
Jesteśmy świadkami historii człowieka pogrążającego się w demencji, a także świadkami tragedii żony, której nie rozpoznaje własny mąż, a ona nie ma pojęcia jak mu pomóc.
Ta nie uchronność tego, co nadejdzie staje się tragedią nie tylko jednej osoby, ale i wszystkich jego bliskich. Ja sama nie wiem, jakbym się zachowała, czy miałabym w sobie na tyle odwagi i siły, by się nie poddać.
Obserwujemy, jak Maarten Klein z pełnego energii emeryta staje się bezradnym dzieckiem. Jego żona stara się na każdym kroku chronić go, aby nie zrobił sobie krzywdy. Razem z nim dzieli cierpienie i strach przed tym, co nieuniknione.
„Niewdzięczna pamięć” to także opowieść o ogromnej miłości dwojga ludzi, którzy przeżyli ze sobą ponad czterdzieści lat. Małżeństwa, które przetrwało wojnę, wzajemny strach o własne życie, codzienne kłopoty i problemy. Małżeństwa, które łączy ogromna przyjaźń, zaufanie i miłość. Aż nagle pewnego dnia to wszystko zostaje brutalnie odebrane przez chorobę.
Bliscy Maartena to teraz tylko obce twarze. Zdziwiony czasem spogląda na własną żonę, a dopiero po jakimś czasie zdaje sobie sprawę, że to przecież Vera a nie ktoś obcy.
W przebłyskach świadomości on doskonale wie, że dzieje się z nim coś bardzo złego. Z racji wieku ten problem jest dla mnie odległy, jednak zdaję sobie sprawę, że może i mnie kiedyś to czeka. W końcu starość to nieuchronny etap życia każdego z nas. Czyż to nie jest przerażające? Wyobraźcie sobie, że nagle znajdujecie się w jakimś, dziwnym, obcym miejscu i za nic nie możecie sobie przypomnieć, jak tu trafiliście, ani jak wrócić do „siebie”. A ile razy Maarten wychodził z domu do pracy, choć od kilku lat jest emerytem? Czy to nie straszne? To tak jakby nie mieć własnego życia, tak jakby nagle ktoś zabrał całą Twoją świadomość.
„Niewdzięczna pamięć” to niesamowicie autentyczny opis życia, który nagle zaczyna znikać, gdzie nie ma szans na szczęśliwe zakończenie.
Bernlef przygląda się nie tylko pogrążającemu się w chorobie mężczyźnie, ale także jego żonie, bo przecież to także dotyczy jej. Miała być ona ostoją, wsparciem, opoką Martena, aż tu nagle okazuje się, że ona sama też potrzebuje pomocy. Autor uświadamia nam, że choroba, jaką jest Alzheimer dotyka nie tylko samego chorego, ale wszystkich jego bliskich. Pokazuje, jak trudny to czas i jak ogromna to próba dla miłości.
To, co mnie najbardziej wzruszyło to chyba momenty, kiedy Vera łudzi się, że to wszystko się nie dzieje, że obudzi się następnego dnia, a jej mąż będzie zdrowy, będzie ją pamiętał.
Jednak z czasem dociera do niej, że teraz ich życie diametralnie się zmieni, że jej mąż już nigdy nie będzie taki, jak kiedyś. Uświadamia sobie, że ich wspólny świat podzieliła choroba.
Odczuwałam dużą przyjemność z obcowania z książką, która bez wątpienia zasługuje na uznanie.
Jest to przepiękna powieść, ale bardzo smutna, w której lepsze jutro nie nadejdzie.
Warto ją przeczytać, aby wyobrazić sobie, co czują ludzie starsi, aby może przez chwilę pomyśleć o własnych dziadkach. Zastanowić się, czy poświęcamy im wystarczająco dużo czasu? Czy mamy cierpliwość do nich, kiedy kolejny raz o czymś zapominają?
Po przeczytaniu książki na pewno nie jeden czytelnik spojrzy inaczej na problem starości. Może nawet zmieni swoje postrzeganie, nabierze więcej szacunku dla osób starszych.
Warto zastanowić się, czy my będąc na miejscu Very bylibyśmy w stanie pogodzić się z chorobą ukochanej osoby. Czy kochamy na tyle, by razem przez to przejść?
„Niewdzięczna pamięć” to nie jedyna pozycja literatury, która dotyka problemu starości. Godną uwagi jest także książka Wiliama Whartona „Tato”. Ta powieść również podejmuje trudny temat przemijania. Myślę, że jest wiele jeszcze takich pozycji, jak więc widzimy to nie jest problem ani odosobniony ani nieznany.
Pragnę również przytoczyć myśl Gustawa Flauberta: „Kiedy przychodzi starość, zwyczaje stają się tyranią.”, która jak myślę dokładnie oddaje to, o czym traktuje „Niewdzięczna pamięć”.
A słowa „nie pamiętam” zyskały teraz dla mnie zupełnie inne znaczenie.