Ta pozycja była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem i najlepszym potwierdzeniem tego, że nie powinno się oceniać książki po okładce. Okładka jest wprawdzie całkiem niezła, ale przyglądając się jej, obawiałam się, że będzie to opowieść kolejnego lubiącego się pławić we własnej zajebistości irytującego piewcy propagandy sukcesu, który chce „skołczować”czytelników mówiąc im jak żyć, jak odnieść ów mityczny sukces, i że jak się bardzo chce, to wszystko można- ot, coś pomiędzy Grynem a Grzesiakiem, co ciężko będzie strawić.
I tu się myliłam, bo książka jest akurat bardzo lekkostrawna, świetnie się ją czyta, momentami nawet wręcz trudno ją odłożyć, bo niektóre rozdziały naprawdę wciągają, a historia Zmysłowskiego jest gotowym scenariuszem na film. Cóż, trochę tego poczucia własnej zajebistości momentami znajdziemy jednak ze sporą dawką autoironii; o sukcesie oczywiście również jest mowa, ale widzimy, że droga do niego prowadziła poprzez liczne porażki, o których autor opowiada naprawdę szczerze.
Znajdziemy tu zarówno porady biznesowe, praktyczne opisy dotyczące życia w Nigerii (np. jak przetrwać na tamtejszym lotnisku) i oczywiście historię intensywnego i niezwykle ciekawego życia autora a wszytko to z dużą dozą rozrywki i humoru, czasem mocno czerstwego ale w gruncie rzeczy sympatycznego.
Ciężko stwierdzić czy książkę pisał sam Zmysłowski czy pomagał bądź wyręczał go jakiś ghost writer, co uznaję jako zaletę. Jeśli Pan Marek oprócz smykałki do biznesu ma taki dryg do pisania, pozostaje pogratulować. Jeśli pomagał tutaj ghost, również należą się gratulacje bo wyszło naprawdę autentycznie. Nie ma tu wystudiowanej poprawności, język czasem pozostawia trochę do życzenia, jest za to dużo dystansu i humoru, momentami może trochę na siłę, ale może autor po prostu taki jest. Czyta się to trochę tak, jakby się siedziało ze znajomym przy piwie i słuchało dość nieprawdopodobnych historii, zastanawiając się, czy aby na pewno nie podkoloryzował nieco niektórych fragmentów, ale koniec końców śmiejąc się z sucharów, które wplata w opowieść.
W zależności od tego, w czyje ręce trafi ta książka, jej odbiorca może albo wyciągnąć z niej cenne lekcje dotyczące rozkręcania interesów (nie tylko w Afryce) albo po prostu kawał dobrej rozrywki, bo od typowych książek biznesowych odróżnia ją to, ze czyta się ją jak pozycję przygodowo-sensacyjną,
Zazwyczaj jeśli czytam coś o Afryce, są to wstrząsające i przygnębiające reportaże dotyczące biedy, wojen, ludobójstw, umierających z głodu dzieciach, etc. Ta książka otworzyła mi oczy na to, jak mało wiem nie tylko o Nigerii, gdzie toczy się większość akcji, ale o współczesnej Afryce w ogóle. Autor skupia się na ogromnym potencjale tego regionu, a całość dochodu ze sprzedaży książki przeznacza nie na "biedne afrykańskie sieroty" jak niektóre organizacje pseudocharytatywne lecz na laptopy i lekcje programowania dla najzdolniejszych uczniów z najbiedniejszych rodzin w Nigerii, czym zyskał mój szacunek.
Polecam!