W piątkowy wieczór i sobotni poranek pochłonął mnie „Echo Man”. Wciągnął w swój świat od pierwszej strony. Zaciekawił tym, co będzie dalej.
A dalej było tylko coraz bardziej brutalnie.
Gdybym miała określić tę książkę jednym słowem, byłaby to właśnie „brutalność”. Makabryczne opisy morderstw, które niejednokrotnie przyprawiają o ciarki i powodują obrzydzenie. Poczynania, mordercy wykreowanego przez Sam Holland, przerażają, tym bardziej że naśladuje on prawdziwych seryjnych morderców. To zdecydowanie książka dla ludzi o mocnych nerwach, bo poziom okrucieństwa jest tutaj naprawdę wysoki. Debiut Holland przypomina mi pod tym względem twórczość Chrisa Cartera także, jeśli jesteście fanami tego autora, to ta pozycja też powinna przypaść wam do gustu.
„Echo Man” jest trochę jak puzzle, które czytelnik układa razem z prowadzącymi śledztwo policjantami. Analizują tropy, szukają poszlak i czekają na potknięcia Echo Mana. Stworzona przez autorkę fabuły pochłania czytelnika w całości. Gwarantuję wam, że będziecie myśleć nad tą historią. Nie mogłam odłożyć tej książki, dopóki nie ułożyłam ostatniego kawałka. Co tam sen, sprzątanie czy jedzenie ja muszę wiedzieć, kim jest ten popaprany Echo Man!
Większość czytelników na pewno wpadnie w pułapkę zastawioną przez autorkę.
Czytelnik cieszy się, że już to wszystko rozgryzł, że on wie, że nie da się jej wyprowadzić w pole. Siedzi taki pewny i czyta. I nagle się to nie sprawdza. Nie dowierza w to, że tak łatwo dał się oszukać. Ale przypomina sobie później, że przecież zauważył ten jeden szczegół i tym razem wydaje mu się, że ma rację. I poniekąd ją ma. Tyle że wtedy autorka w epilogu robi mały przewrót. Małe bum i prawdziwym zbrodniarzem jest jeszcze ktoś inny.
Ta książka na pierwszy rzut oka jest naprawdę świetna. Skończyłam ją czytać i taka była moja pierwsza opinia. Napięcie, akcja, ciekawe śledztwo…byłam zachwycona. A później zaczęłam ją analizować, rozkładać na czynniki pierwsze i… doszłam do wniosku, że jednak nie do końca. Bo przecież to zakończenie jest naciągane, a sprawca potraktowany po macoszemu. Postać, która miała taki potencjał… to aż się prosiło o większe pogłębienie psychologiczne! Wątek opieki społecznej, który przewija się we fragmentach pism pomiędzy rozdziałami, jest totalnie olany. Pewne rozwiązania i sytuacje wydają się bez sensu, jak to, że pewien bohater powąchał płaszcz innej postaci i nagle go cudownie olśniło. Ale przecież wcześniej tyle z nim przebywał i co? Nie rozpoznał zapachu? Nie czuł go? Logika momentami po prostu leży. Ogólnie mam wrażenie, że przy końcu autorka po prostu chciała skończyć jak najszybciej tę książkę i wszystko leci „na łeb na szyję”.
Jednak za to pierwsze wrażenie, jakie zrobił na mnie „Echo Man”, będę udawać, że nie dostrzegłam tych wszystkich minusików. Lepszy zachwyt niż rozczarowanie.
„Echo Man” to dobry debiut, a gdybym tego nie wiedziała, to nawet by mi przez myśl nie przeszło, że to pierwsza książka autorki. Sam Holland pisze w taki sposób, że te 400 stron pochłania się w błyskawiczny sposób.
To taka krwawa i mroczna rozrywka. Szokuje, przeraża i mimo wszystko nadal zachwyca.
Polecam, ale lepiej nie analizujcie treści po przeczytaniu.