„Natomiast ewolucja… Owszem, to teoria, której mógłby się trzymać. (…)przetrwać umieją tylko silni, a słabi gówno z tego mają. Ta dziewczyna była na tyle głupia, że dała się zaciągnąć w brudną, małą alejkę. Mężczyznom, których zabił dzień wcześniej, zabrakło siły czy sprytu, żeby się skutecznie przed nim obronić. (…)
Nie można oszukać Karola Darwina.”
Wyobraźcie sobie Państwo, które tworzy specjalną grupę żołnierzy, wmawia im jak ważne dla narodu i dla pokoju jest zabijanie konkretnych, wyznaczonych przez rząd osób. Macie? To teraz wyobraźcie sobie żołnierza, który naprawdę wierzy w sens tego ‘dzieła’. Wierzy, że jeżeli wyeliminuje kilka nic nie znaczących dla ogółu jednostek zapewni pokój na świecie. Nie podejrzewa, że osoby przeznaczone do eliminacji są po prostu niewygodnymi świadkami przekrętów cudownego i nieomylnego rządu… I teraz zastanówcie się, co się stanie z taką osobą, kiedy podczas jednej z akcji zostanie ranna, będzie jej groził paraliż, a jedyną szansą na normalne życie okazuje się eksperymentalna operacja, której finansowania odmawia państwo, dla którego gotów był zrobić wszystko… Chamstwo nie? To teraz zastanówcie się co byście zrobili na jego miejscu, gdyby po tym wszystkim co was spotkało ze strony państwa zgłosił się do was szef Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego i próbował zwerbować was do kolejnej misji?
Sama historia wielu czytelniom jest pewnie znana. Mi osobiście kojarzy się z pewnym filmem, którego tytułu akurat nie mogę sobie przypomnieć. Skleroza. No, ale nic – wracając do tematu: Pan Kyle Mills (czyli szanowny autor) jako syn agenta FBI stanął na wysokości zadania. Bohaterowie opisani przez niego w książce są bardzo realistyczni, a każdy z nich posiada własny, specyficzny urok. Jeżeli chodzi o akcję… Spójna, rozwija się bardzo szybko, trzyma w napięciu i… czegoś mimo wszystko mi w niej zabrakło. Może chodzi o to, że rozwija się aż zbyt szybko? A może o to, że jest raczej przewidywalna? Albo o obie te sprawy? Najpewniej tak.
Nie mniej jednak styl pisania Pana Millsa jest tak przejrzysty, przyjemny i lekki, że przeczytanie jej poszło mi błyskawicznie. Mało tego – kiedy przewróciłam ostatnią stronę i upewniłam się, że to już koniec poczułam ukłucie żalu. Było mi naprawdę przykro, że to już koniec oraz, że nie będę dłużej cieszyła oczu zdaniami tak skrzętnie złożonymi do kupy przez autora.
Okładka… To właśnie dzięki niej ta pozycja w ogóle znalazła się na mojej cudownej, lekko zakurzonej półce. Przyciąga wzrok i jest niemą obietnicą dreszczyku emocji podczas lektury.
Podsumujmy wszystko: Czytając książkę czujesz dreszczyk emocji, który obiecała Ci okładka, ale nie jest to efektem rozwoju akcji lecz dobrą grą słów autora. Historia nie jest nuda, ale przewidywalna. Gdybym miała polecić komuś powyższą pozycję byłyby to osoby, które chcą po prostu nacieszyć oko i dać nieco odpocząć szarym komórkom. Lektura dobra na upalne dni czy dłużącą się podróż.