W żywe oczy recenzja

"W Żywe Oczy" - choć nie mam z autorem kontaktu wzrokowego, kłamie zawodowo. Twórca utkał zaskakująco gęstą sieć intryg i kłamstw, jeszcze nigdy tyle razy nie zostałam wpuszczona w maliny. Książka nie jest gruba ,a dzieje się tam tak wiele, że momentami można oszaleć. To uczucie kiedy czujesz,że to co rozgryzłeś jest prawdą, a okazuje się fałszem - bezcenne. Nieoczekiwanych zwrotów akcji jest mnóstwo, nie sposób się nudzić. Historia z dreszczykiem, zaczyna się bardzo ciekawie i mimo to nabiera jeszcze tępa i już do końca nie zwalnia. Okazuje się,że odgrzewany kotlet jest lepszy niż świeży, ponieważ autor przebudował kompletnie fabułę,stworzył nowych bohaterów, których zresztą świetnie nakreślił i przedstawił, a następnie wydał książkę po raz drugi po siedemnastu latach pod innym nazwiskiem i tytułem. 


Claire pochodzi z Wielkiej Brytanii. Wyjeżdża do Stanów ,bo marzy o zostaniu aktorką. Na przeszkodzie w zrealizowaniu planów stoi dziewczynie brak zielonej karty, bez czego nie może legalnie pracować, a co za tym idzie grać. Jej agentka Marcie kontaktuje ją z Henrym byłym gliną zatrudnionym w kancelarii prawnej. Henry z kolei zatrudnia dorywczo dziewczynę w charakterze "testerki wierności mężów" gdzie głównym celem Claire jest nagrywać każde słowo, próbować uwodzić mężów i z dowodami wracać do żon. Jest to też doskonały moment ,by doskonalić w ten sposób swe umiejętności aktorskie. Bohaterka ledwo wiąże koniec z końcem i desperacko chwyta się każdej okazji, by zarobić i spłacić dług. Wszystko powolutku zmierza w dobrym kierunku do momentu, w którym poznaje Patrick'a - męża swojej klientki. Tutaj sprawy gwałtownie zaczynają się plątać. Już nic nie jest czarne ani białe.

Polecam wszystkim miłośnikom thrillerów, bo ten jest okrutnie dobry.