"Ludzie ludziom zgotowali ten los."
Każdy z nas pamięta zapewne to zdanie, z jednej ze szkolnych lektur, która przedstawiała odległe czasy i odległe czyny ludzi, stawiających czoła okrutnej rzeczywistości. Gdy skończyłam czytać najnowszą książkę Marcina Pilisa, „Łąka umarłych”, od razu przypomniał mi się ten cytat. Nie wiem czy będę w stanie oddać swoje wrażenia po przeczytaniu tej powieści, bo ciągle jestem w samym środku wioski Wielkie Lipy, w której dzieje się akcja. Niesamowicie poruszająca historia, traktująca o złej stronie człowieczej natury, ukazująca zło, które może mieszkać w każdym z nas, które ukryte za zasłoną normalności, wysuwa swe żądne krwi macki, w momencie gdy sami zostajemy postawieni w sytuacji zagrożenia. I wówczas... budzi się bestia. To straszne, kiedy możemy sobie uświadomić, że każdy z nas nosi w sobie takiego potwora i tylko niektórzy będą na tyle silni, aby go stłamsić, zdusić i zachować to coś, co kreuje nas na myślące istoty i podobno odróżnia nas od zwierząt. Człowieczeństwo...
Tego zabrakło bohaterom książki Pilisa. Tutaj liczyła się wola przetrwania, ślepe posłuszeństwo, siła tłumu i ukryte, mordercze skłonności niektórych ludzi. Którzy pociągnęli za sobą tych słabszych, tych niezdecydowanych, tych niepewnych, tych tchórzliwych. Którzy zadecydowali o losie innych, własnym i przyszłych pokoleń. Którzy zamienili się rolami. Z ofiar stali się katami. Bez usprawiedliwienia, bez idei, bez zrozumienia. I to jest największą tragedią tych ludzi.
Akcja „Łąki umarłych” rozgrywa się w trzech wymiarach czasowych. Te trzy daty stają się dla mieszkańców Wielkich Lip datami, które zmieniają ich życie, ich sens istnienia i uruchamiają falę wydarzeń, która zdaje się ich pochłaniać bez końca. Rok 1942, niemieccy żołnierze wkraczają do wioski, rok 1970, młody student przyjeżdża do miejsca, w którym jego ojciec-astronom prowadził wieloletnie badania i mieszkał tu w czasie wojny i w końcu 1996 rok, kiedy to były niemiecki żołnierz, jako starzec, postanawia odwiedzić wioskę, w której wydarzyło się coś, co na zawsze zaważyło na jego życiu.
Autor stworzył niezwykle sugestywną historię, z wielką umiejętnością łącząc poszczególne wątki w jedną spójną całość. Od początku opowieść pochłania czytelnika, stawiając go przed pytaniami, zagadkami i nieoczekiwanymi wydarzeniami. A pod tym wszystkim czai się groza, od której czytelnikowi podnoszą się włoski na karku. Nie wiem jak określić gatunek tej książki. Bo to i sensacja i thriller i dramat.
Niewątpliwą zaletą książki, oprócz przedstawionej historii, jest język, jakim autor się posługuje. Tutaj chłop mówi jak chłop, niemiecki żołnierz jak niemiecki żołnierz, profesor jak profesor. Poza tym pewien romantyzm w języku autora sprawia, że niektóre sformułowania są nasączone swego rodzaju poetyckością, co w połączeniu z przedstawianymi wydarzeniami, stanowi szokujący kontrast dla czytającego.
Książkę czyta się błyskawicznie, historia wzrusza, zaskakuje, stawia pod ścianą, pozbawia spokojnego oddechu. Jedna z lepszych książek, jaki ostatnio miałam okazję przeczytać.
A na koniec, jeden z fragmentów, który całkowicie wyprowadził mnie z równowagi, zostawiając zrozpaczoną i rozumiejącą, do czego to wszystko zmierza:
„Obejmuje żonę i tuli ją do siebie; jej głowa wciska się pod szyję Fiszkego, a ręce głaskają jego ramię. Cały świat, który przed chwilą runął, mieści się teraz w ich uścisku dawanym sobie nawzajem, w czułości wspierającej kolejny krok. Po co Fiszke miałby patrzeć na innych ludzi? Inni ludzie już nic nie znaczą, innych ludzi już nie ma. Gdyby inni ludzie byli tu, nie dopuściliby do tych potworności. Wzrok Fiszkego tylko chwilami odrywa się od ziemi, ale wtedy wędruje gdzieś wysoko, wbity w niebo. Fiszke nie zatrzymuje spojrzenia na żadnym wybranym elemencie, wodzi wzrokiem, jak gdyby to był odruch, coś, czego nie kontroluje. Potem Fiszke całuje Szaję w czoło, coś do niej szepce, i oboje, przywarci do siebie jak jedno ciało, idą w szeregu, nie zważając już na nic.”
Właśnie tak.
Nie ma świata.
Nie ma ludzi.
Nie ma honoru.
Nie ma uczuć.
Nie ma braterstwa.
Współczucia.
Sprawiedliwości.
Nie ma już nic...
http://agnesscorpio.blogspot.com/2011/01/marcin-pilis-aka-umarych.html?spref=fb