"Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny" to była idealna książka na upalne letnie miesiące tego roku. Nie jest powieścią, którą się pochłania, a ja nie miałam dużo wolnego czasu na czytanie, więc służyła mi przez całe lato do poznawania głównie pięknej Toskanii: klimatu, krajobrazu, zabytków, ludzi i kuchni z jej zapachami i smakami. Była to dla mnie fantastyczna zagraniczna przygoda, która jeszcze potrwa, gdyż zamierzam do książki wracać, tym bardziej że nie sądzę, bym kiedykolwiek tam zawitała.
Niestety nie spisałam się i tym razem jako recenzent, gdyż moja recenzja jest pewno ostatnią z napisanych przez osoby, które otrzymały książkę do przeczytania i napisania o niej opinii. Jestem jednak przekonana, że przewodnik Anny Goławskiej i Grzegorza Lindenberga przyda się nie tylko na letni urlop, gdyż Włochy, a więc i Toskania, odwiedzane są przez cały rok, a o każdej porze inne wrażenia ze zwiedzania można wynieść - szczególnie gdy ominie się upalne lato. Poza tym jest tak przystępnym, barwnym, a zarazem sugestywnym językiem napisany, że można go czytać i napawać się tym wszystkim, co zostało w nim przedstawione, opisane i przytoczone, jak również pokazane na sporej liczbie załączonych fotografii nawet - a może szczególnie - wówczas, gdy nie wybieramy się do Toskanii ani Umbrii osobiście. Mnie dodatkową przyjemność w trakcie lektury tego przewodnika sprawiały włoskie nazwy, które są jak muzyka dla ucha, więc chce się mimowolnie czytać je na głos, by słyszeć, jak śpiewnie brzmią.
Nie byłam i nie jestem osobą aktywną turystycznie, zatem niewiele w życiu zwiedziłam. A za granicę wyjeżdżałam tylko na Węgry w czasach jeszcze głębokiego socjalizmu (wydawały się wtedy rajem) i do obecnych Niemiec dwa razy. Toteż i z przewodnikami niewiele miałam do czynienia, a z pewnością nie traktowałam ich jak pozycji do czytania dla przyjemności. "Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny" już samą okładką (Zysk i S-ka, 2013), która jest w moich ukochanych kolorach - brązach i zieleniach, zachęca do otworzenia książki i zagłębienia się w jej treść. A gdy już ją otworzymy, to przepadamy z kretesem, gdyż z każdej strony czerpiemy pełnymi garściami różnego rodzaju ciekawie podane informacje, które mogą być niezwykle przydatne, gdyby się okazało, że się w opisywanych miejscach znaleźliśmy. Dowiadujemy się więc, gdzie można smacznie zjeść, wypić dobre wino, a także gdzie i w jakich warunkach przenocować. Autorzy informują nie tylko o cenach, ale również o tym, gdzie jest miło i sympatycznie, a gdzie już mniej.
Przewodnik, który prezentuję, ponadto doskonale się czyta, gdyż autorzy całą swą wiedzę na temat Toskanii i Umbrii zawarli w krótkich jakby felietonach, interesująco wprowadzających w poszczególne tematy związane z praktyczną stroną pobytu oraz zawierających sugestie dotyczące zwiedzania - próbując przekonać czytającego, dlaczego ma wybrać akurat Toskanię na cel swego wakacyjnego, chociaż nie tylko, wyjazdu.
Włochy to kraj kotów, toteż przez całą książkę oprócz ludzi i zabytków przewijają się właśnie one, a są dosłownie wszędzie i nikomu nie przeszkadzają - co widać na prezentowanych przez autorów zdjęciach.
Anna Goławska i Grzegorz Lindenberg ukazują Toskanię i Umbrię tak, jak postrzegają je sami, gdy je odwiedzają, a robią to od kilku lat i często. Stąd w tytule słowo "subiektywny". Dzięki temu mamy możliwość poznać opisywane regiony z wielu stron - i tych dobrych czy bardzo dobrych, i tych nieco gorszych - dowiadując się, czego możemy się spodziewać, gdybyśmy tam pojechali. Jedno jest pewne, znakomicie zachęcają do wybrania się właśnie do tych włoskich krain. Ja, gdybym tylko mogła, zrobiłabym to z pewnością, by znaleźć się choćby na krótko tam, gdzie teraźniejszość tak ściśle wiąże się z przeszłością, że nawet w niektórych miejscach czuje się, iż czas się zatrzymał.
Jednego mi tylko zabrakło, a to wspomnienia o św. Ricie, która pochodziła z Rocca Porena w Cascii. Może dlatego, że trochę wcześniej czytałam o niej książkę i wydaje mi się postacią godną wzmianki w takim przewodniku.