Długo, bardzo długo, może nawet za długo czekała ta książka u mnie na półce. Przerzucana, odkładana i znowu i znowu. Kiedyś ktoś namącił mi w głowie, mówiąc, żebym nie zawracała sobie nią głowy, ale... . Lubię autorkę i jest jedna z najsympatyczniejszych osób, więc dlaczego nie? Poza tym ja zawsze sobie wyrabiam swoje zdanie i tym się kieruję.
I powiem Wam, że na wejściu było grubo i mrocznie. Pomyślałam no wow, to się będzie działo. No tu niestety muszę was troszkę rozczarować, bo aż takich zwrotów akcji nie było, ale i tak to nic nie zmieniło.
W lesie niedaleko Jeleniej Góry ktoś odnajduje zwłoki dwóch maleńkich dziewczynek. Są pięknie ułożone, umyte, wygląda, jakby ktoś potraktował je z ogromnym szacunkiem. Jest jednak, a właściwie są dwa ogromne ale. Po pierwsze, dziewczynki ktoś wykorzystał, po drugie, nie, to już musicie sami przeczytać, co po drugie. Śledczym, przybyłym na miejsce od razu zaczynają się pojawiać pytania, czy w Jeleniej szaleje sekta i czy był to mor*d rytualny. Jeśli tak, to kto będzie następny?
Do śledztwa zostaje przydzielona komisarz Olga Balicka, młoda policjantka, która wie dokładnie, co robi i pomimo młodego wieku, zna się na swojej robocie. Tym razem będzie miała partnera, który właśnie jedzie z Warszawy i wraz z nią będą szukali sprawców tego okrutnego mor*derstwa. Kiedy Karol pojawia się w sali odpraw, dziewczynie odchodzi krew, gdyż ten mężczyzna, który ma z nią pracować, był tym samym, z którym 12 lat wcześniej, była bardzo, ale to bardzo blisko. To może skomplikować wszystko i wywołać parę dram. Na szczęście oboje są profesjonalistami i autorka nie postawiła nas przed dwójką wiecznie mających do siebie pretensji osób.
Obojgu bardzo zależy na odnalezieniu sprawców, oboje nie wierzą mężczyźnie, który zgłosił odnalezienie dziewczynek. Jednak to, czego się dowiadują, przekracza ludzkie pojęcie.
Dzisiejszy świat jest bardzo brutalny, choć to stwierdzenie może być eufemizmem. Jest bezwzględny, okrutny, liczy się tylko pieniądz, a zasada im więcej mam, tym więcej chcę, sprawdza się niestety zawsze. Nie ma litości i jeżeli coś może komuś przynieść korzyści, to na pewno z tego skorzysta. I ten kryminał mówi właśnie o takiej bezwzględności, o ludziach, którzy mając gorzej, czasami dostają coś, co wydaje im się bez mała wygraną na loterii. Nie widzą tego, co powinni zobaczyć, sami przesłonięci oparami alkoholu.
Czy autorka przesadziła z ilością historii, które wydarzyły się w końcu w całkiem małym mieście, jakim jest Jelenia? Nie sądzę. Już nie raz mieliśmy przypadki, że w całkiem małych mieścinach, wydarzyły się po cichu historie, które wpadły na pierwsze strony gazet.
Podobało mi się to odkrywanie stron kolejnego tropu, współpraca między Olgą i Kornelem, ich uczucie, które może i miałoby szansę powodzenia. Oboje z ogromnymi bagażami, oboje skaleczeni i zranieni, a jednak mogli zostawić to za sobą, aby zająć się rzeczami ważnymi.
Książka jest bardzo łatwa w odbiorze i nie zrozumcie mnie źle. Ją się po prostu bardzo dobrze czyta, bo jest napisana prosto, bez komplikacji i wynaturzeń naszych bohaterów. I ja to wszystko biorę na plus, wiedząc, że na pewno sięgnę po dalsze historie.