Zrządzeniem losu samolot Bradina oraz Ally ma opóźnienie, przez co oboje są zmuszeni czekać całą noc na lotnisku. Spotkali się zupełnie przypadkiem, zaczęli zwykłą rozmowę, a ta przerodziła się w pewną zażyłość. Brade był w miłym szoku, uświadamiając sobie, iż Allison go nie poznaje. Spędzili ze sobą niezwykłą noc, śmiejąc się i rozmawiając. Nikt nie był w stanie przewidzieć, że coś zaiskrzy... Rano każdy ruszył w swoją stronę. Oboje wiedzieli, że nie powinni ciągnąć tej znajomości - każdy z nich miał własne, skomplikowane życie. Jednak Brade na przekór wszystkiemu postanowił pielęgnować tę znajomość. Mimo, iż młodzi byli oddaleni od siebie setki kilometrów poznali się na wylot. Prawie na wylot, gdyż młody rockmen nie wyznał prawdy o tym, kim jest. Poprzez te codzienne rozmowy telefoniczne dziewiętnastolatek zakochał się w Al, dziewczyna jednak usilnie wmawiała sobie, że Brade jest tylko i wyłącznie przyjacielem. Dziewiętnastolatka doskonale wiedziała, że nie może pozwolić sobie na jakąkolwiek głupotę, gdyż jest w związku z Christophem, którego wcale nie kocha. Jednak jest to dziewczynie na rękę. Gdy nie kocha, nie można jej zranić. Bradin jednak doskonale wie, co czuje do Allison, więc postanawia się nie poddać. Czy Ally w końcu ulegnie nieuniknionemu? Czy przyzna się do swoich uczuć względem Brade? Czy ich związek ma jakąkolwiek szanse na powodzenie?
"Miała żal o to, że złośliwy los pozwolił jej go poznać, pozwolił zasmakować jego obecności, jego ciepła, jego czułości i jego magnetyzmu... a teraz tak po prostu go odbierał."
"Ostatnia spowiedź" jest debiutancką powieścią napisaną przez Niemkę Ninę Reichter.
Po nie do końca udanej wpadce z "Delirium", zaczęłam z większym dystansem podchodzić do książek, wychwalanych przez większość. Dlatego otwierając "Ostatnią spowiedź" nie spodziewałam się żadnego cudownego dzieła, a co dostałam? Trudno powiedzieć ;)
Zacznijmy od pomysłu na książkę. Nie jest jakoś niesamowicie oryginalny, raczej zwyczajny. Widziałam sporo filmów o podobnym przesłaniu. O przypadkowym spotkaniu, jakie zaserwował los. Nic nadzwyczajnego. Książka dla młodzieży o miłości. Ale, nie wiem dlaczego, sama się nie rozumiałam, lecz od pierwszych rozdziałów, czytając książkę czułam pewne emocje. Nic nadzwyczajnego nie było w czytanym przeze mnie tekście, więc dlaczego tak bardzo... czułam tę książkę? Być może właśnie pomiędzy słowami, była ta magia ;) Wydawało mi się, że ta pozycja jest napisana z wielkim oddaniem w każde słowo.
Przeczytałam wiele recenzji, w których pisano, iż autorka, tworząc życie jak i zespół Brade, wzorowała się na pewnej niemieckiej grupie "Tokio Hotel". Znam ten zespół (zapewne każdy go kojarzy), ale osobiście nie wiedziałam o tej grupie za wiele. Więc w żaden sposób nie mogłam skojarzyć ich, czytając "Ostatnią spowiedź". Dlatego weszłam do pewnego źródła wiedzy - Wikipedii ;) Czytając, co nie co, zaczęłam dostrzegać podobieństwo braci Kaulitzów do braci Rothfeldów. I to już mi się nie spodobało. Autorka nawet nie potrudziła się, aby odmiennie nazwać bohaterów w swej książce... Właśnie ta wiedza, lekko zgasiła moje bardzo pozytywne zdanie o tej książce. Kolejny dowód na to, iż wiedza unieszczęśliwia. Ale cóż, zapomnijmy o tym na moment.
Ostatnio często natrafiam na książki, które porządnie mnie rozbawiają. To też zrobiła "Ostatnia spowiedź". Chyba nie było rozdziału, abym się nie roześmiała. Dialogi jak i myśli bohaterów były po prostu rozbrajające. Gdy książka ma w sobie humor, to aż chce się ją czytać.
Bohaterzy... hm... nie byli jakoś niesamowicie barwni czy świetnie wykreowani Aczkolwiek byli jedyni w swoim rodzaju. Bardzo polubiłam Bradina, wręcz go pokochałam. To była naprawdę ciekawa postać, i chyba nawet najlepiej stworzona ze wszystkich. Jego dialogi i myślenie rozśmieszało jak i zasmucało. Zależnie od kontekstu. Natomiast Ally była irytująca. Wmawiała sobie wiele rożnych bzdur, aby tylko nie powtórzyło się to zdarzenie z przeszłości. Okej, rozumiem. Dziewczyna się sparzyła na Adamie, ale czy to powód, aby odtrącać i nie dopuszczać do siebie nikogo innego, nawet kogoś, kto sprawia, że dziewiętnastolatka czuje się nieziemsko? Oczywiście, że tak! O wiele łatwiej być z kimś, kogo się nie kocha. No przecież taka osoba nigdy nie zrani. Takie właśnie myślenie bardzo mnie zastanawiało. Po jednym nieciekawym kolesiu zachowywać dystans do reszty świata? Postawiłam przed sobą pytanie, czy to tylko Allison tak się zachowywała, czy postąpiłaby tak każda zraniona po całej linii dziewczyna?
Tom - brat Bradina - był podobnie jak swój krewniak ciekawą postacią. Bardzo polubiłam ich więź braterską. Była specyficzna, jedyna w swoim rodzaju, i podobno również ściągnięta z pewnego niemieckiego zespołu...
Styl jakim posługiwała się p. Nina był raczej prosty, przez co książkę czytało się bardzo szybko. W "Ostatniej spowiedzi" możemy natknąć się na wiele wulgaryzmu, niektórych to może zrazić, ale ja starałam się nie zwracać na to szczególnej uwagi.
Zakończenie... Przez nie nie mogłam zasnąć przez dwie godziny... Szeroko otwartymi oczami patrzałam w bliżej nieokreślony punkt w ciemnym pokoju, myśląc, co to miało być? Gdy dotrwałam do początku końcowej sceny, uśmiechnęłam się pod nosem i pomyślałam, że zdarzy się jakiś cud, no bo ta książka nie może się zakończyć w TAKI sposób. Pomyliłam się... Mimo iż zakończenie wydawało mi się holywoodzkie to i tak wycisnęło ze mnie sporo łez, i sprawiło, że serce zgubiło swój normalny rytm. Nie wierzyłam w to, co przeczytałam. Długo nie mogłam się otrząsnąć z tego zakończenia. I wiecie co? Przez chwilę żałowałam, że sięgnęłam po tę książkę. Mimo iż była naprawdę dobra i miło spędziłam przy niej czas, to nie chciałam poznawać tego zakończenia. Jednak po dłuższych przemyśleniach cieszyłam się, że książka znalazła się na moim koncie, nawet jeżeli, patrząc na okładkę coś mnie kuje. "Ostatnia spowiedź" jest drugą powieścią niemieckiego autora, przy którym zakończeniu płakałam i nie zgadzałam się na takie zrządzenie losu. Co jest z tymi niemieckimi pisarzami? Nie lubią Happy Endów, czy co?
Podsumowując "Ostatnia spowiedź" nie jest niepowtarzalną książką. aczkolwiek bardzo ciekawą i wciągającą. Znajdziemy w niej wiele śmiechu i poznamy miłość, która za wszelką cenę stara się przetrwać. A zagłębiając się w ostatni rozdział musimy przybrać stalowe nerwy. Szczerze? Zastanawiam się w ogóle po, co będzie kolejny tom. Lecz rzecz jasna po niego sięgnę. Tyle, że tym razem melisę zaparzę sobie przed otwarciem książki ;)
"Nie pokazałeś mi dziś gwiazd, Brade... tylko wiarę..."