William Andrews w poruszający sposób przedstawia niechlubne losy Korei zarówno podczas II wojny światowej, jak i w trakcie ustalania polityki nowego podzielonego państwa oraz strefy wpływów. Znając już historie tego kraju, jego przeobrażeń geopolitycznych, jak i dążeń zewnętrznych mocarstw co do jego kształtu tym razem mogłam mocniej skupić uwagę na poszkodowanych Koreankach. Młode dziewczyny, a w zasadzie dzieci już dwunastoletnie, trzynastoletnie stały się towarem seksualnym dla japońskich żołnierzy okupujących Koreę. Do tej pory, te które miały siłę przeżyć miesiące gwałtów i nie zostały podczas wycofywania się okupanta rozstrzelane, walczą o odszkodowania oraz prawdziwe przeprosiny ze stron japońskich władz. Wszystko jest odwlekane w czasie, co jak się domyślamy może świadczyć o wyczekiwaniu na ostateczne odejście ofiar, bo nawet rząd Korei Południowej zamiata te okrucieństwa pod dywan. Ostatecznie dziś Korea Południowa i Japonia robią dobre interesy. Fakty oraz ofiary wojenne chce się wymazać z kart historii. Dzisiaj żyjemy w lepszym, bogatszym świecie, wszyscy upodobniamy się na modłę Zachodnią tak by było łatwiej i przyjemniej, czego nie da się pogodzić z pamięcią o niewygodnych zdarzeniach.
Czy to nam czegoś nie przypomina? Każda wojna, w dowolnym zakątku ziemi przebiega tak samo. Okupant nie pyta, a bierze co chce, przy okazji depcząc wokół wszystko, potem ktoś zwycięża, a pokonany w jakimś ułamku zostaje osądzony i ukarany. Co jest niewygodne, często dla obu stron konfliktu, zostaje odgórnie unieważnione i odesłane w niebyt.
Do "stref komfortu" trafiały wbrew swojej woli nie tylko Koreanki, ale również Chinki, Tajki. Jedyne o czym w takich warunkach mogły zadecydować było odebranie sobie życia lub przetrwanie pomimo wszystkich upokorzeń, chorób, kalectw, by w przyszłość choć część z nich mogło dać świadectwo tym praktykom.
Swoje bolesne wspomnienia przekazuje Hong Jae-hee wnuczce, którą ciekawość poznania korzeni sprowadza dziś do Korei. To bardzo emocjonalna podróż, w którą nie wszyscy chcą dać wiarę. Świadectwo jakie starsza kobieta przekazuje młodemu pokoleniu jest upamiętnieniem setek tysięcy kobiecych żyć. Trzeba o tym pamiętać i dalej rozpowszechniać by wraz z odejściem ostatniej zakładniczki "strefy komfortu" nie wymazano tego faktu z historii. Co może dziwić? Dla niektórych sposób odnoszenia się Azjatki względem różnych praktyk czy nawet samych oprawców. Ale narratorka jest kobietą Wschodu, więc trudniej byłoby mi się spodziewać agresywnego tonu rodem z amerykańskich lektur. To przeszłość, kultura w jakiej wzrastamy, sposób odnoszenia się do siebie buduje nas, tworzy ramy w jakich się poruszamy. Być może dla bohaterki również te cechy spowodowały, że chęć przetrwania stała się silniejsza.
A obok całego brudu wojny, chęci wykorzystywania jednych przez drugich jest jeszcze ziarenko legendy o dwugłowym smoku, który chroni tych, którzy są w jego posiadaniu, ale też wymaga oddania krajowi. Cesarskie insygnia, w które nie wierzy młodziutka Hong Jae-hee, a które wciąż przypominają o sobie mogą zarówno stanowić pocieszenie, jak i przypomnienia o wielkości cesarskiej Korei, bardziej zjednoczonej w duchu jeszcze przed napaścią japońską pod koniec XIX wieku.
Po wiekach rozdarcia pomiędzy Chińczykami, Japończykami i Rosjanami oraz po trzydziestu pięciu latach brutalnej japońskiej okupacji wszystko, czego chcieliśmy, to stworzyć jeden kraj, w pokoju. Zamiast tego Korea stała się pionkiem w zakończonej remisem grze pomiędzy mocarstwami. (s.244)
Jesteśmy trybikiem w maszynie świata. Kult jednostki, który z takim pietyzmem jest wznoszony ponad inne aspekty jest zaledwie udanym chwytem marketingowym, w który uwierzyły społeczeństwa, a najłatwiej przyszło to tym, które wyrwały się z łap komunizmu. Nie powinniśmy mieć co do tego złudzeń. Od lat możemy obserwować przeżuty amerykańskich wojsk na pola bitewne w różnych szerokościach i długościach geograficznych. W armiach indywidualizm się znosi, a w strefach militarnych nie widzi się ludzi, a wrogów również wśród bezbronnej ludności. Nic się nie zmienia, nie uczymy się na błędach przeszłości dlatego wojny wciąż trwają. I tak jak tworzy się zmasowane ataki militarne, tak powinny się zebrać i przemówić jednym głosem ofiary wszystkich wojennych dramatów, bez względu na reprezentującą rasę, wyznanie, czy status. Raz po raz, aż do skutku.