Czasami zdarza mi się marzyć o tym, by cofnąć czas i móc zmienić pewne sytuacje, naprawić błędy, które w przeszłości popełniłam. I choć wiem, że jest to niemożliwe, to wciąż tkwi we mnie nadzieja, że w jakiś sposób dałabym radę tego dokonać i zredukować szkody, których dawniej dokonałam. Myślę, że nie tylko mi zdarzyło się marzyć o cofnięciu czasu, co umożliwiłoby pójście inną drogą, podjęcie innych decyzji, dokonanie innych wyborów, lecz jakie to niosłoby ze sobą skutki? Czy byłabym tą samą osobą, którą jestem teraz? Z jednej strony chciałabym być kimś innym, ale z drugiej nie chcę stracić tego, co w tej chwili posiadam. Przecież pójście inną drogą wiąże się być może z zupełnie innym życiem, posiadaniem innych rzeczy, być może nawet innych przyjaciół. Gdybym cofnęła czas i w pewnych kwestiach podjęła inne decyzje, niż wówczas to zrobiłam, moje życie na pewno wyglądałoby inaczej. Jednakże książka „7 razy dziś” Lauren Oliver pokazała mi, że wcale nie trzeba cofać czasu, aby móc naprawić swoje błędy, ponieważ na to zawsze jest okazja, choć momentami mogłoby się wydawać, że czas minął.
Autorką książki jest Lauren Oliver, „7 razy dziś” to jej pierwsza powieść, która przez wiele tygodni utrzymywała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów „New York Timesa”. Opowiada ona historię Sam Kingston, młodej nastolatki, uczennicy szkoły średniej. Sam jest bardzo ładną dziewczyną, mającą trzy wspaniałe przyjaciółki i idealnego chłopaka, należy także do szkolnej elity. Jest piątek 12 lutego. Sam wraz z przyjaciółkami wybiera się na imprezę i nie przeczuwa niczego, co ma się wkrótce wydarzyć. Wracając z imprezy miejsce ma sytuacja, która powoduje, iż budząc się, Sam odkrywa, że ponownie jest ten sam dzień, który przeżywała wczoraj. Piątek 12 lutego. Czy jest to dar od losu dla Sam, aby naprawić błędy i odpokutować za krzywdy z przeszłości? Czy może kara za jej postępowanie? Odpowiedź można znaleźć tylko i wyłącznie w tej książce.
„Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. A potem dostaje się w tyłek”.
Stopniowo zagłębiając się w tę lekturę mój entuzjazm nie wzrastał, nie malał, a wręcz zachowywał się tak, jakby go w ogóle nie było. Udawał, że nie istnieje i prawdę mówiąc miał odpowiednie ku temu powody. Z jednej strony nie jest to lektura zachwycająca, ale z drugiej ma w sobie coś, co nie pozwala mi teraz o niej zapomnieć. Generalnie początkowo nie odczuwałam do tej powieści żadnej większej sympatii, ponieważ nie było w tej książce niczego, co by mnie zachwyciło, a już szczególnie nie główna bohaterka i jej przyjaciółki. Są to postacie z tej kategorii, których szczególnie nie znoszę. Osoby w pewien sposób bardzo zarozumiałe, z dużą pogardą traktujące innych ludzi, potrafiące tak uprzykrzyć życie innemu człowiekowi, aby skutecznie odebrać mu chęć do dalszej egzystencji. W „7 razy dziś” było kilka momentów, podczas których czułam się wręcz zażenowana zachowaniem głównej bohaterki, a z drugiej strony czułam lekki podziw, że odważyła się na taki krok, który z drugiego punktu widzenia z pewnością nie zaliczał się do sytuacji moralnych – a wręcz przeciwnie. Mimo wszystko nie mogę ocenić tej książki negatywnie, ponieważ dawno nie spotkałam lektury, która dałaby mi tyle nadziei, jak „7 razy dziś”.
Pełen zwrot nastąpił dopiero pod koniec powieści. Gdzieś ok. 240 strony zaczęłam wtapiać się w tę historię, w pewien sposób żyć nią i doceniać zmianę Sam, która później nastąpiła. Wydarzenia przybrały obrót, który bardzo mnie usatysfakcjonował i dalszą część książki czytałam już z większą, prawdziwą przyjemnością. Z pewnością atutem tej książki jest język autorki, prosty i nieskomplikowany, aczkolwiek w pewnych momentach niektóre zwroty stosowane przez pisarkę skutecznie zniechęcały mnie do dalszego czytania tej książki. Nie ma co tutaj także liczyć na wartką akcje i pełne dynamizmu jej zwroty, ponieważ jest to powieść tego typu, gdzie wszystkie wydarzenia następują po sobie stopniowo. Tą książką należy delektować się powoli, ponieważ gdy zbyt łatwo i szybko przyjdzie czytelnikowi czytanie jej, może mu umknąć kilka naprawdę istotnych szczegółów, a faktem jest to, iż „7 razy dziś” aż obfituje w morale, które pozwolą nam dostrzec i zrozumieć wiele ważnych i wartościowych prawd. Książka ta nauczyła mnie przede wszystkim tego, że nigdy nie jest za późno na to, aby zmienić siebie i naprawić to, co zrobiło się źle.
„7 razy dziś” nie zachwyciło mnie, aczkolwiek spędziłam z tą książką naprawdę przyjemne chwile. Zachęcam jednak do jej przeczytania te osoby, które nie boją się stanąć twarzą w twarz z pewnymi problemami dręczącymi nastoletnie środowisko, a także osoby, które poszukują chwili kontemplacji nad tym, co jest ważne i że każda decyzja, jaką podejmiemy, ma swoje skutki – te pozytywne, a także te negatywne. Zachęcam do dotrwania do końca, ponieważ to właśnie zakończenie książki jest jej doskonałą puentą i prawdę mówiąc istotą tej historii. To ono zmusiło mnie do rozmyślań i długo nie pozwoliło o tej powieści zapomnieć.