Nadejście aniołów mroku recenzja

Światło i ciemność. Dobro i zło. Dusza i ciało. Czy kiedykolwiek uda się uratować duszę, przed szybką śmiercią? Czy kiedykolwiek uda się kogoś uratować? Czy nadejście aniołów mroku przyćmi wszelką nadzieję?

Po raz kolejny spotykamy się z Madison, a jej życie wcale nie jest łatwiejsze. Jeśli to w ogóle można nazwać życiem. Zawieszona nadal między światem żywych a umarłych została żniwiarzem ciemności. Lecz czy to wystarczy jej do szczęścia?

Avery doświadcza kolejnej wizji, w której to widzi cierpiącą dziewczynę, która właśnie straciła brata po pożarze. Jej dusza jest już stracona. Jednak Madison uważa, że uda się jej ją uratować. Lecz czy tym razem zwykłe szczęście wystarczy?

Madison nadal stara się udowodnić serafinom, że duszę człowieka zawsze da się uratować. Na szczęście do pomocy ma Barnabnę i Nakitę. Serafiny nie są za bardzo zadowolone z poczynań dziewczyny i robią wszystko by postawić na swoim. Jednak Madison, znajdzie coś co szukała od swojej śmierci i co pomoże rozwiązać jej kilka spraw.

Pani Harrison po raz kolejny wprowadza nas w fascynujący świat aniołów. Akcja czasami staje się przewidywalna, ale czasami potrafi nas zaskoczyć. Decyzja Barnaby pod koniec książki, była zaskakująca. Ale kto wie, czy przypadkiem nie pomoże ona dla Madison. Pani Harrison świetnie opisała świat i odczucia Madison związane jej z amuletem. Za to należy się jej plus. Z uśmiechem na twarzy stawiam jej 4+.