Poeci zazwyczaj kojarzą się z niedbale ubranymi, zamyślonymi i wiecznie milczącymi mężczyznami. I nie wiadomo, co takiego w tej poezji jest, że z miłości do niej są w stanie poświęcić wszystko: dobre imię, atrakcyjny wygląd, spełnioną miłość i życie w dostatku. W dzisiejszym świecie trudno sobie wyobrazić takie poświęcenie. Ludzie są do bólu racjonalni i nie wiedzą, że bez przerwy mijają się z czymś tak małym - wielką poezją. Wystarczy jednak odpowiednia osoba, aby bez wysiłku zarazić pasją i miłością do słowa. Bo to jest bardzo zaraźliwe, czego doświadczyli uczniowie Akademii Weltona.
W beztroskim opisie szkolnej codzienności wyróżnia się kilku chłopców. Wiodą oni dość monotonne, ale pracowite życie w znanej z surowej dyscypliny Akademii Weltona (w języku uczniowskim: Helltona). Zupełnie nieoczekiwanie los stawia na ich drodze intrygującą osobowość - Johna Keatinga, nauczyciela angielskiego. Na jego lekcjach uczniowie z niesłabnącym zdziwieniem wykonują dziwaczne polecenia profesora: maszerują po szkolnym dziedzińcu, piszą wiersze, krzyczą i zwracają się do niego "o kapitanie mój, kapitanie". Zainspirowani tym, co odnaleźli w szkolnej kronice, reaktywują spotkania Stowarzyszenia umarłych poetów. Z czasem w każdym z chłopców następuje przełom, bardziej lub mniej świadomie inicjowany przez Keatinga. Zakochują się, odnajdują swoje powołanie, poszerzają swoje horyzonty, kształtują swoja osobowość i co najważniejsze: uczą się walczyć o swoje, brzydząc się konformizmem. Na oczach czytelnika zmieniają się w silnych duchem i wrażliwych mężczyzn.
[Bardzo mnie poruszyła ta książka. Może dlatego, że podejmuje tematykę, która jest mi bliska? Pan Keating jest ideałem nie tylko nauczyciela, ale i człowieka, którym próbują się stawać. Zaraża swoich uczniów, tym co kocha(m), i mówi bardzo wyraźnie NIE dla konformizmu. Doskonały bohater, jestem nim zachwycona (bardziej niż Wokulskim!). Dobra, koniec prywaty.]
Historia jest bardzo pouczająca i poruszająca. Ten "beztroski opis szkolnej codzienności" niepostrzeżenie przemienia się w prawdziwy dramat. Chłopcy stają przed dylematami, z których rozstrzygnięciem i dorośli mieliby problem. Nie boją się ani cierpienia, ani śmierci w imię głoszonych poglądów. Odważnie stawiają czoła kłodom, które non stop są rzucane im pod nogi.
Plusem książki jest lekkość, z jaką została napisana. Kleinbaum opisała wydarzenia krótko i rzeczowo, nie narzucając się czytelnikowi. I właśnie ta zwięzłość robi piorunujące wrażenie. W tej powieści więcej miejsca jest na myślenie niż na samo czytanie. Gdyby autorka próbowała pochwalić się swoją paletą możliwości i uatrakcyjnić opis mnogością ozdobników, pozbawiłaby utwór uroku. Drugim atutem (oczywiście oprócz samej fabuły i Keatinga) jest przesłanie, jakie za sobą niesie. "Stowarzyszenie..." może dać czytelnikowi dużo radości i wskazówek (najbardziej mi się podobało analizowanie nieprzeczytanej lektury).
Tę całkowicie idealną książkę warto polecić wszystkim. Najbardziej tym, którzy zwątpili i w młodzież, i w nauczycieli, i w poezję. Także szukającym piękna w wierszach mogłaby dopomóc. Myślę, że będzie dobrą lekturą dla każdego, kto chce czytać mądre książki.