Jonathan Whicher to postać autentyczna, detektyw Scotland Yardu, żyjący w latach 1814 - 1881. Zwany księciem detektywów, w 1862 roku naprawdę pojawił się w Warszawie z towarzyszem Walkerem, aby pomóc w organizacji wydziału detektywistycznego. Autorzy retro kryminału "Pan Whicher w Warszawie" wykorzystali ten epizod z jego życia, aby na jego kanwie stworzyć powieść kryminalną z historią w tle, a zainspirował ich reportaż Kate Summerscale "Podejrzenia Pana Whichera. Morderstwo w domu na Road Hill".
Dwójka policjantów z Anglii przybywa do Warszawy na polecenie rosyjskiego cara, srodze rozgniewanego uczynkami polskich buntowników. Zadaniem pary obcokrajowców jest zadbanie o poprawę pracy rosyjskich inspektorów i stworzenie sprawniej funkcjonującego Wydziału Kryminalnego w oparciu o ich nowe metody pracy. Jednak do tego zadania zostaje przydzielony tylko jeden mężczyzna - Walker, a Whicher, ze względu na swoje imponujące dokonania, zostaje wyznaczony do skrupulatnego zbadania delikatnej sprawy, która nie może nabrać ponownie rozgłosu, aby nie zostawić plamy na honorze majętnego rodu - zaginięcia żony grafa Dołgorukiego. Angielskiego śledczego pod swoje skrzydła przygarnia inspektor Mikołaj Borysowicz Czernyszewski, rozdrażniony sprawą niewyjaśnionych i brutalnych morderstw. W dość nerwowej atmosferze niewyjaśnionych spraw okazuje się, że to nie jedyne zaginięcie w rodzinie Dołgorukich. Czy te trzy sprawy mają wspólny łącznik?
Obaj główni i zawzięci śledczy, angielski i rosyjski, dysponują tylko jedną silną bronią - bystrością w połączeniu z intuicją. Zmysł obserwacji musi być tak wyszkolony, aby wychwytywać najdrobniejsze szczegóły i rekonstruować wszelkie hipotezy. Najskuteczniejszą metodą walki z kryminalną zagadką jest błyskotliwy umysł, umiejętność rozmawiania ze świadkami oraz podejrzanymi, robienia detektywistycznych podchodów i refleks, dzięki któremu można ocalić życie w podrzędnej spelunie lub w ciemnej warszawskiej uliczce. W roku 1862 na pomoc nie przyjdzie wyszkolony technik - dzięki znajomościom można ewentualnie wykorzystać zapał aptekarza-chemika, a i dar przekonywania nie pomoże, kiedy uszczerbek na godności jest ważniejszy niż zbadanie zwłok... Stała czujność! Jakby to ryknęła jedna z postaci Rowling.
Początkowo sceptyczny i rozdrażniony pan Whicher musi przełamać nie tylko zmowę milczenia, skrzętnie skrywane tajemnice i zaplątaną sieć spisków i plotek, ale także barierę językową i mentalną, która jest początkiem czekającej na niego góry trudności wśród różnych sfer społecznych. Nie będzie w stanie samodzielnie przejrzeć zebranej przed jego przybyciem dokumentacji bez pomocy tłumacza, wizytując sam domy arystokracji popełnia liczne faux pas, naruszając konwenanse delikatnych rozmów, ciągle dziwi się sposobom myślenia i nawet najprostszym obyczajom, strojąc sobie żarty w myślach lub ironizując. Bo ileż razy dziennie można pić czarną herbatę? "Żeby podawać herbatę w szklankach! (...) Muszę przyznać, że smak, choć nieco odmienny od tego, do którego przywykłem, nie był zły". Narracja fragmentów "Ze wspomnień Pana Whichera" jest skrupulatna i przejmująca, jeśli dotyczy śledztwa, a również rozbrajająca swobodną szczerością, dotyczącą subiektywnych odczuć bohatera w nowym otoczeniu:
"Krępowało mnie pokazywanie się w miejscach publicznych z kimś tak ubranym. Tym razem amarantowy fular zastąpił seledynowym. Ale co to był za seledyn! Taki kolor mogła mieć co najwyżej sałata w snach szalonego królika po trzydniowej wizycie w palarni opium".
Whicher raczy też czytelnika detalami pracy dobrego detektywa, wskazuje na cechy pożądane, takie, które czynią człowieka przenikliwym. Zarówno narracja, jak i dialogi są soczyste. Proste i naturalne, ale napisane stylem obrazującym wszystko, co widzi i czuje bohater, ubarwionym odpowiednim humorem i plastycznym zmysłem obserwatora, który niby od niechcenia i całkiem zwyczajnie kreśli sceny codzienności, które dzięki jego oczom jawią się jako pasjonujące i pełne rozmaitych wrażeń. Zwłaszcza, jeśli dla jednego bohatera całokształt jest całkiem nowy, przez co uwypukla on ówczesne wartości i cechy: "Dziwny kraj, dziwni ludzie - pomyślałem. Ciekawe, czy taka tutaj moda, czy raczej jakiś kuriozalny zwyczaj albo smętne święto". Whicher powoli wsiąka w nieznany klimat i nabiera "ogłady" w szarej rzeczywistości Warszawy.
Jeden dzień podzielony na pory tworzy jeden rozdział, rozpoczynający się każdorazowo kartką z kalendarza - nie mogłabym nie wspomnieć o tym drobnym, a oryginalnym urozmaiceniu wydania książki. Główne postacie niespiesznie i z trudnościami przedzierają się przez gąszcze komplikacji, lecz nie odczuwałam - co było miłym zaskoczeniem - żadnego spowolnienia akcji. Wsiąkłam w ich tok detektywistycznej pracy, wolny, ale wyczerpujący. Satysfakcja wynagrodziła ich trudy i zmęczenie, kiedy dzień w dzień musieli stawiać czoła niechętnie spowiadającym się osobom, wijącym się między zeznaniami. Śmiało mogę powiedzieć, że wszyscy zostaliśmy zaskoczeni torem, jakim potoczyły się wydarzenia.
Na tle historycznym, jednym z najtrudniejszych okresów dla Polaków, maluje się konflikt sił ugrupowań białych i czerwonych, krwawe "wypadki" rosyjskiej żandarmerii oraz gorączkowe przygotowania do powstania. Powieść jest o tyle ciekawie skonstruowana, że Polaków czytelnik widzi częściowo przez punkt widzenia Rosjan, a częściowo przez ich samych i to o wiele rzadziej. Tutaj autorzy także wykorzystali autentyczne postacie: m.in. Kronenberga, Mierosławskiego, Padlewskiego Jednak przy uchyleniu rąbka tajemnicy w posłowiu wyjawiają, że przy okazji pieczołowitej pracy nad wieloma źródłami nie oparli się pokusie podkoloryzowania kilku niuansów, aby uczynić lekturę ciekawszą.
Wyczerpujący obraz epoki pod wieloma względami - polityki, ludzkiej mentalności, obyczajów, zawarty między 31 sierpnia a 2 listopada 1862 roku, w czasie toczącego się śledztwa, które stworzyło interesujące kryminalne perypetie wyśmienicie zarysowanych postaci z wieloma motywami - czego chcieć więcej od retro kryminału? Jestem pod ogromnym wrażeniem dbałości, staranności dwójki pisarzy, których debiut świadczy o doskonałym smaku i wyczuciu literackim.