"Na szafocie" to kolejna po "W komnatach Wolf Hall" książka autorstwa Hilary Mantel, którą przeczytałam. Podchodziłam do niej z ogromną ciekawością, ale również z obawami dotyczącymi tego, że np. narracja zastosowana przez autorkę nadal będzie mnie uwierać. Jednak zanim napiszę o tym jakie mam wrażenia z lektury wypadałoby zacząć od kilku słów o książce...~*~"W komnatach Wolf Hall" byliśmy świadkami kryzysu w Anglii, który został spowodowany brakiem męskiego potomka króla, a co za tym idzie następcy tronu. Władca odprawił swoją dotychczasową żonę oraz związał się z Anną Boleyn. W "Na szafocie" jesteśmy świadkami tego, że mimo wszystko kryzys trwa nadal, bo nowa partnerka Henryka VIII również nie dała mu syna. Dlatego też i wciąż sytuacja na królewskim dworze jest dość trudna, a autorka czyni nas świadkami walki o przetrwanie dynastii Tudorów. Mantel świetnie wprowadza czytelnika w świat dworskich intryg, walki o władze oraz jej utrzymanie. W książkach tej autorki podoba mi się klimat i realia życia w XVIwiecznej Anglii, chociaż akurat tym nie trudno mnie kupić. W końcu każdy kto zna mnie chociaż trochę doskonale wie, że lubię wiele rzeczy związanych z tym krajem - w tym też jego historię. "Na szafocie" czytało mi się dużo lepiej od "W komnatach Wolf Hall". Możliwe, że to kwestia przyzwyczajenia się do stylu pisania autorki, chociaż myślę, że na moje nastawienie miała też wpływ nieco mniejsza objętość powyższej powieści w stosunku do pierwszej części. Niemniej jednak wciąż mam wrażenie, że wiele rzeczy można było ukazać bardziej zwięźle i konkretnie. Mam wrażenie, jakby autorka celowo przeciągała niektóre sceny lub wplatała w fabułę niektóre sytuacje tak jakby celowo chciała rozciągnąć całą historię, co mnie irytowało. Niemniej jednak mimo pewnych wad "Na szafocie" całkiem dobrze mi się czytało - tym bardziej, że lubię historie związane z władcami Anglii i dworskimi intrygami. A jeżeli dodatkowo w danej historii znajdę wyraziste postacie i inne wątki, które mnie interesują to wsiąkam w daną opowieść niemalże zapominając o całym świecie. Hilary Mantel snuje swoją opowieść w taki sposób, że zaczynamy kibicować poszczególnym postaciom - nawet jeżeli wiemy, że i tak zginą. I mimo tego, że "Na szafocie" to powieść, która nie jest pozbawiona wad to myślę, ze jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników historii - a historii Anglii już szczególnie. Powyższa powieść spodobała mi się nieco bardziej niż "W komnatach Wolf Hall" i jestem bardzo ciekawa jak na tle obu tych książek wypadnie "Lustro i światło", które w momencie pisania notki zaczęłam już czytać. W każdym razie jak na razie mogę Wam z czystym sercem polecić tą serię i mam nadzieję, że ostatni tom tylko utwierdzi moją opinię o tej trylogii.