Terroryzm to słowo wywołujące strach - nie bez przyczyn. Media non stop informują o atakach terrorystycznych na Bogu ducha winnych ludzi, nigdy nie wiadomo kiedy nastąpią akcje wywołujące grozę i niepokój. W takich sytuacjach można powiedzieć, że cel został osiągnięty, bo działanie terrorystów to zastraszanie i wymuszanie poprzez użycie siły lub przemocy wobec osób lub własności, celem osiągnięcia ustępstw w realizacji własnych zamierzeń politycznych, społecznych lub finansowych. O takim działaniu traktuje powieść Patricka Robinsona „Na śmierć i życie”.
Piątek trzynastego stycznia 2012 roku nie jest najszczęśliwszą datą. Tego dnia terroryści planują dwa zamachy – podłożenie bomby na Bostońskim lotnisku i porwanie samolotu. Na szczęście oba niszczycielskie zamachy zostają udaremnione. W wyniku sprawnie przeprowadzonych akcji udaje się zlokalizować osobę odpowiedzialną za wydanie rozkazu, jest nim Rawi Raszud, dowódca Hamasu, dawniej mjr Raymond Kerman były członek SAS. Władze postanawiają zlikwidować Raszuda, „szczując” na niego Izraelczyków, życie jednak bywa przewrotne, ofiara staje się myśliwym. Rawi i jego piękna palestyńska żona Szakira otrzymują zadanie: mają zabić Arnolda Morgana, kontrowersyjnego doradcę prezydenta i zaciętego wroga terroryzmu. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie.
Ta książka była dla mnie trudną przeprawą. Thriller militarny nie jest moim ulubionym gatunkiem, a peany pochwalne na część Amerykanów powodują moją irytację.
Gdybym miała ocenić powieść, starając się być jak najbardziej obiektywna, to „Na śmierć i życie” uznałabym za całkiem niezłą lekturę. Intryga jest dość ciekawie skonstruowana, autor poprzez wnikliwe opisy ożywił postacie książkowe, fundując im ciekawe charakterki i życiorysy. Powieść obfituje w efektowne operacje militarne, ma właściwe napięcie, a i humoru lekko ironicznego w treści nie brakuje – można by rzecz thriller prawie idealny.
Niestety książka ile ma zalet tyle też ma wad. Fabuła jest zanadto rozciągnięta co powoduje, że niektóre opisy są nużące. Bardzo irytujący jest podział na dobrych i złych kolesi, gdyby nie postać Szakiry, dla której liczy się coś więcej niż tylko cel prowadzący do destrukcji, to zapewne książkę rzuciłabym po kilku pierwszych stronach. Poza tym zarzuca się Patrickowi Robinsonowi („Przetrwałem Afganistan”, „Myśliwy”, „Niewidzialna siła”) proamerykański styl, przytakuję zdecydowanie. W jego powieści rząd amerykański jest ponad wszystko, robi co chce i kiedy chce. Amerykanie to chodzące ideały, oczywiście od razu trafiają na właściwy trop, prowadzą idealne rozmowy, nigdy się nie mylą, za to każdy Arab czy muzułmanin to terrorysta. Może to drażnić?, może.
Powieść „Na śmierć i życie” - proszę o wybaczenie, że tak określę, ale inaczej nie mogę – to coś w rodzaju informacji dla wszystkich chcących skalać wielkie państwo Ameryka: „ zobaczcie co się stanie jeśli podniesiecie na nas rękę”. Zobaczyliśmy - strach się bać.
Nie chcę prowadzić polityki przy okazji tej książki, ale nie pochwalam bezprawnych działań i pojedynków jak z westernu. Terroryzm należy zwalczać to nie ulega wątpliwości, jednak autor w swojej książce jest nieobiektywny, w sumie wolno mu, to jego powieść, niemniej jednak odbija się to na treści która przepełniona jest jest stereotypami, uprzedzeniami i pochwałami władz amerykańskich. Nie lubię czarno białych scenariuszy oraz fabuł na zasadzie „zabili go i uciekł”, jeśli nie analizuje się treści i czyta się dla samej przyjemności czytania - co w tej książce jest bardzo trudne – to opisywana historia wydaje się genialna i niesamowita, w momencie w którym zaczynamy zastanawiać się nad przebiegiem co niektórych akcji wychodzą nam niestworzone bajki.
Książkę z czystym sumieniem mogę polecić fanom Patricka Robinsona i wielbicielom potęgi USA, pozostali czytelnicy mogą czuć się rozczarowani i zdegustowani.
W boleściach oceniam tę książkę - rozterki mam wielkie.