Jedna z najnowszych powieści wydanych przez Novae Res, która wyszła spod palców młodziutkiej autorki, Aleksandry Kromp, należy do gatunku "tych dziwnych". Owa dziwność przejawia się w tym, że choć motyw użyty w powieści jest oklepany i średnio udany, postępowanie głównej bohaterki co najmniej żenujące, a sens całej książki trudny do odgadnięcia, to jednak jest to nie tylko świetna lektura na wieczór, ale i powieść, do której chętnie powrócę, i to nie raz! Absolutnie nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mocno wciągnęłam się w fabułę, śledząc ją z niezakłamanym przejęciem i przyjemnością!
Maida to młoda dziewczyna, przed którą - wydawać by się mogło - całe życie pełne przygód i szczęścia. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Dla Maidy całym życiem jest Alex i ich córeczka. Mogliby żyć długo i szczęśliwie, gdyby chłopak któregoś dnia nie został zastrzelony przez ich najlepszego przyjaciela. Maidzie w krytycznym momencie objawia się Anioł Stróż i sprawia, że cofają się w czasie, aby uratować życie Alexowi, który prowadził życie na krawędzi, wikłając się w kontakty z dilerami, handlarzami ludźmi i mordercami.
Schody zaczynają się właściwie od razu. Maida szybko przechodzi do porządku dziennego z informacją o istnieniu aniołów i tego, że cofnęła się w czasie i znów jest nastolatką. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że ją to obeszło. Strasznie mnie to denerwuje w tego typu książkach, bo nie potrafię wyobrazić sobie normalnego człowieka, który nie byłby zdziwiony, biorąc udział w jakichś paranormalnych zjawiskach. Tymczasem bohaterka tej książki w ogóle się tym nie przejmuje i jak gdyby nigdy nic, po raz drugi przeżywa swoje życie. Podkreślę jedno: wciąż popełniając te same, idiotyczne błędy.
Sama fabuła jest mocno naciągana. Ciężko mi przetrawić informację o gangsterskim życiu Alexa, a tym bardziej to, że nikt - policja, rodzice, "normalni" znajomi - nie mieli o tym żadnej wiedzy. Taki wielki gang, tyle przestępstw i ani jednej wpadki? Nie kupuję tego. Tak samo jak Anioła Stróża Maidy, Mandira, który był tak sztywny i nierealistyczny, że nawet gdyby pokazał mi swoje skrzydła - nie uwierzyłabym, że jest aniołem. Słowo daję, myślałam, że nie istnieje sztywniejszy anioł od Patcha z "Szeptem" i Castiela pogrążonego w depresji. Jak widać, wciąż istnieją tacy, co potrafią kompletnie zepsuć wizerunek anioła.
Mimo tych wszystkich oczywistych wad, thriller Aleksandry Kromp czyta się zaskakująco dobrze. Napisany jest prosto, momentami aż nazbyt infantylnie, niemniej jednak całość jest do zaakceptowania, nawet jeśli gołym okiem widać brak doświadczenia autorki w pisaniu. Fabuła, choć napisana w sposób zaskakująco nieprzemyślany, przepełniona jest zagadkami, których żal nie rozwiązać poprzez lekturę. A co najbardziej przewidywalne, "Na skrzydłach czasu" kończy się naprawdę dobrze - kompletnie inaczej niż się po tej książce spodziewałam. Szczerze mówiąc, z uwagi na wątpliwy warsztat literacki pisarki i brak doświadczenia, liczyłam na coś wyjątkowo kiepskiego. A tu taka miła niespodzianka!
Po raz kolejny w przypadku pozycji od Novae Res, nie jestem w stanie jednoznacznie zdecydować, czy polecić Wam tę powieść, czy może mimo wszystko odradzić. Najlepiej zdecydujcie sami. W zaufaniu powiem Wam jednak, że potrzeba nie lada talentu, by popełnić masę strasznych błędów przy pisaniu książki, a potem zainteresować mnie nią na tyle, bym z chęcią przeczytała ją raz jeszcze. To doprawdy niesamowite...
Ocena: 3,5/6