Historia zaczyna się w 2008 roku, rankiem, gdy Maida i Aleks szykują się na nadchodzący dzień. Niespodziewanie do ich domu, przychodzi ich przyjaciel Ragner by porozmawiać z Aleksem. Maida zostawia ich samych i idzie do ich córki. Nikt nie spodziewa się niczego złego, lecz staje się coś strasznego. Ragner zabija Aleksa i zamierza to samo zrobić z resztą rodziny. Nieoczekiwanie Maida zostaje wybawiona z opresji. W pokoju jej córki pojawia się postać (anioł) nie z tego świata imieniem Mandir. Wymawia on słowa, które dają Maidzie nadzieję w tak strasznej chwili. Okazuje się, że wystarczy cofnąć się w czasie, a da się uratować Aleksa.
Cofamy się w czasie o cztery lata. Maida znów ma siedemnaście lat i jej związek z Aleksem dopiero nabiera tempa. Dziewczyna pamięta całą swoją przyszłość, ale wie, że kilka rzeczy musi naprawić, by historia się nie powtórzyła. Maida pragnie uratować Aleksa, którego kocha i z którym ma dziecko. Jednak na jej drodze staje chłopak Mandir (człowiek, nie anioła), w którym się zakochuje. Dziewczyna prowadzi podwójny związek, zarówno z Aleksem, jak i Mandirem. Jednak nigdy nie zapomina, że powrót do przeszłości posiada cel i nadal się na nim skupia, (choć chwilami ma się wrażenie, że kompletnie jej to nie obchodzi i zapomniała o wszystkim), mimo, że wiele rzeczy widzi już znacznie inaczej niż przedtem. Powoli wraz z aniołem opiekuńczym Mandirem (aniołem, nie człowiekiem) odkrywają prawdę, która skrycie była przed nią chowana. Okazuje się, że wszystko było jednym wielkim kłamstwem, a Maida była kompletnie zaślepiona. Powrót do przeszłości oznacza zmiany, tylko czy cel powrotu zostanie spełniony?
Książka Na skrzydłach czasu scharakteryzowana została, jako thriller. Jednak ja w ani jednym fragmencie tego nie zauważyłam. I nie wiem, jak ją określić. Pozostaje tylko paranormal z aniołami. A skupia się ona na poznawaniu przeszłości i odkrywaniu jej sekretów. Sięgnęłam po książkę, gdyż zachwyciłam się jej opisem. Spodziewałam się naprawdę niesamowitej historii, która zachwyci mnie od pierwszych stron. Jakże się zawiodłam.
Podobały mi się tylko pierwsze strony. Nic więcej. Dalej nuda. Jedna wielka nuda. Niby autorka powoli rozwiązuje sytuacje i naprowadza na pewne rzeczy, ale ma się wrażenie, że wszystko jest przeciągane i naciągane. Chwilami pytałam się samej siebie, o co tu chodzi i czemu muszę czytać coś tak bezbarwnego i nieciekawego. Przeczytałam ją do końca tylko, dlatego że byłam ciekawa, jak zakończy ją autorka. I po raz kolejny byłam rozczarowana. Gdybym wiedziała, na co się porywam, nigdy bym jej nie przeczytała. Nie było momentu bym się zaśmiała, zastanowiła nad myślą czy była zaskoczona. Byłam jedynie zniesmaczona. Ta książka jest wszystkim tym, czym książka nie powinna być: marne dialogi (chwilami to po prostu nie dialogi), przeciąganie, brak akcji, zero zaskoczenia, nuda, nuda, nuda i bezbarwne postaci (nikogo nie dało się polubić, wręcz miało się ich dość). Dawno nie czytałam czegoś tak męczącego i napisanego w takim stylu. Cała książka to przeróżne obrazy mojej irytacji. Chwilami byłam kompletnie pogubiona, gdyż autorka zamiast imion używała tylko pojedynczych literek (nawet nie inicjały imienia i nazwiska, po prostu pojedyncze literki). Doprowadzało mnie to do szału.
Dwa wątki wprowadzone zostały w tej książce. Wątek kryminalny i wątek paranormalny. Kryminalny naciągany (zero zaskoczenia, czy choćby zdziwienia – tylko irytacja), a drugi kompletnie dla mnie niezrozumiały. Może to moja wina, ale kompletnie nie potrafiłam pojąć tego drugiego. Ogólnie miałam problem z wciągnięciem się w historię, a także ze zrozumieniem treści. A autorka nie pomagała. Swoim językiem, stylem i treścią Na skrzydłach czasu stała się dla mnie najgorszą książką, jaką miałam okazję czytać w ostatnich latach. A wielkim minusem w tym wszystkim jest to, że po raz kolejny zraziłam się do polskich autorów. Co polska książka, to kompletne rozczarowanie. A powieść Aleksandry Kromp to dla mnie nieporozumienie.
Moja negatywna opinia wynika zarówno ze stylu, jak i fabuły książki, która wydaje się mocno naciągana i nieprzemyślana. Wiele rzeczy razi w tej powieści. Gdyby nie to, że chciałam dowiedzieć się czy można coś jeszcze w niej zepsuć (można), to skończyłabym ją czytać po kilkudziesięciu stronach. Właściwie malutką drzazgę wyczułam po pierwszym dłuższym dialogu. Ciężko mi znaleźć, choć jeden plus. Po prostu go nie widzę. Mogłabym wiele pisać o tej książce, ale nie chcę już dalej tego robić. Pragnę tylko o niej zapomnieć.
Ocena: 1/10 – Poniżej krytyki