„Ale jak przyznać przed samą sobą, że ten, którego się wybrało spośród wszystkich, teraz usiłuje nas zniszczyć? Jak wyznać, że nasza miłość nie zmierza ku światłu, które powinno opromieniać tych, co postanowili przeżyć wspólnie część życia, darząc się wzajemnym zaufaniem, ale podąża krętą i niebezpieczną drogą na drugi brzeg, gdzie rozpraszają się promienie, panuje ciemność i chaos?”*
Niektórzy z nas mają lekkie życie, większość przychodzi im z łatwością. Bez większego problemu zdobywają wiedzę, a następnie pracę. Żyją w miarę normalnie i niczego im nie brakuje. Niestety nie każdy ma takie szczęście i każdy sukces w życiu poprzedzają lata cierpień i wyrzeczeń. Co niektórzy za chwilę szczęścia przez długi czas płacą cierpieniem. Takie życie...
Sao przyszła na świat w Queimada na Wyspach Zielonego Przylądku. Była owocem gwałtu i matka nie potrafiła obdarzyć jej uczuciem jakie powinno czuć dziecko. Po paru latach zostaje porzucona i zostawiona pod opieką Jovity. Gdy umiera przyjaciółka dziewczynki ta postanawia zostać lekarzem by móc pomagać takim jak jej koleżanka. Robi wszystko by to osiągnąć i gdy jest już prawie u celu los kolejny raz z niej zadrwił i zabrał szansę na spełnienie marzeń. Po tym niefortunnym zdarzeniu Sao żyje z dnia na dzień, funkcjonując jak robot. Dzieje się tak do pewnego dnia gdy wreszcie ma szanse wyrwać się z tego letargu i rozpocząć wszystko na nowo. Czyżby wreszcie nastały dla dziewczyny radosne czasy i możliwość spełnienia marzeń? Czy może to tylko cisza przed burzą?
Jeśli mam być szczera nie za bardzo wiem co mnie skłoniło do sięgnięcia po tę pozycję. Chyba wszystko po trochu co zazwyczaj przyciąga potencjalnego czytelnika do książki. Byłam ciekawa historii Sao i ją poznałam. Prócz tego poznałam też losy kilku innych osób, które w jakiś sposób stanęły na drodze życia Sao. Początkowo obawiałam się, że taka mieszanka sprawi iż historia będzie chaotyczna wątki niedokończone i byle jak napisane. Na szczęście mój strach był bezpodstawny, a losy bohaterów tak opisane, że łączyły się w spójną całość. Całość, którą czytało się z zainteresowaniem. Interesujące jest samo to z jakich powodów powstała książka. Autorka, która po latach małżeństwa zostaje porzucona dzięki Sao widzi, że jest wiele osób, które spotyka coś bardziej strasznego i boleśniejszego niż nas. Które mimo przeszkód i ciągłych niepowodzeń nie podają się gdy mają o co walczyć. Byłam i jestem pełna podziwu dla głównej bohaterki, która miała pełne prawo się poddać po tym co ją spotkało. Nie jest tak, że zawsze miała niezachwianą wiarę. Bywały momenty gdy nie dawała rady i się załamywała i miała gorsze dni, ale kto ich nie ma? Do wszystkich nie przyjemnych spraw dochodzi dyskryminacja rasowa, która niestety cały czas jest często spotykana i z którą Sao nie jest w stanie sobie początkowo poradzić. Los nie był dla niej łaskawy i nie dowiemy się czy wreszcie zaznała szczęścia bowiem autorka zostawia zakończenie otwarte. Historia już dorosłej dziewczyny trwa nadal, nam pozostaje wierzyć, że będzie już tylko lepiej.
Oczarował mnie język jakim została napisana książka. Taki malowniczy. Emocje są ubrane w najpiękniejsze słowa i tworzą piękną historię. Caso ma niewątpliwy talent do pisania. Wszystko co opisuje tchnie życiem. Dzięki temu mamy wrażenie jakbyśmy bezpośrednio brali w tym wszystkim udział. Do tego dodajmy opisy miejsc, w których dzieje się akcja. Osobiście bez problemu wyobrażałam sobie wszystko co widziała Sao.
„Pod wiatr” to książka, którą czyta się szybko i przyjemnie. To też książka, która udowadnia, że nie wolno nam się poddawać. Może nie zawsze wszystko się udaje, ale kiedyś musi być dobrze. Wystarczy wierzyć i się nie poddawać.
*str. 147