„Na nowy początek nigdy nie jest za późno ...”
Lekarz to nie tylko zawód, ale to prawdziwe powołanie. Powołanie do pełnienia życiowej misji, w której głównym celem jest niesienie pomocy innym. Współczucie, empatia, wrażliwość, ciepłe słowo – tymi przymiotami powinien cechować się każdy lekarz. Ale czy tak jest zawsze? Każdy z nas sam może odpowiedzieć na to pytanie. Każdy z nas zapewne miał styczność z lekarzem rodzinnym, część z nas miała potrzebę skorzystania z pomocy specjalisty, ale lekarza więziennego to niewielu z nas zna lub miało okazję spotkać. Ale właśnie macie znakomitą okazję poznać panią doktor, która poświęciła swoją spokojną dotychczasową pracę i postanowiła nieść pomoc osobom przebywającym w więzieniach. Nie przeraziła się, podjęła się życiowego wyzwania ...
Doktor Amanda Brown – z uwagi na ograniczenie kosztów, nie była w stanie zaakceptować wprowadzonych zasad w jej przychodni. Dostała ofertę pracy w więzieniu i postanowiła ją przyjąć. Obawiała się, czy sobie poradzi. Przecież to całkiem inny świat, pacjenci z kryminalną przeszłością i zgoła odmiennymi problemami. Ale gdy się ma wielkie serce i jest otwartym na ludzi, potrafi się sprostać najtrudniejszym wymaganiom.
Dr Amanda pracowała w słynnymi więzieniu Wormwood Scrubs, a później w największym europejskim więzieniu dla kobiet w Bronzefield. Na co dzień spotykała się z problemami z narkotykami, przemocą, licznymi samobójstwami. Rozpoczynając każdy nowy dzień w pracy nie wiedziała czego może się podziewać. Często ocierała się o śmierć, przemoc i brutalność. Leczyła ludzi, którzy dopuścili się okrutnych i bestialskich czynów. Zapewne zaraz pojawi się pytanie, czy takim ludziom należy się pomoc medyczna, czy oni zasługują na jakiekolwiek współczucie? Tak, każdy człowiek zasługuje na pomoc. To, że w przeszłości zbłądził i popełnił błąd nie może go w żadnym razie dyskryminować w dostępie do lekarza. Każdemu należy się szacunek i pomoc. Przecież tak naprawdę ci skazańcy często w swoim życiu doznali różnych krzywd i form przemocy, które były bodźcami do popełnienia przestępstw. Nie każdy z nich jest z natury zły. Tylko określone realia skłoniły do konkretnych zachowań.
Tytułowa bohaterka, a zarazem autorka książki, potrafiła dotrzeć do tych ludzi. Przede wszystkim potrafiła ich słuchać i im współczuć. Każdemu okazywała zainteresowanie i starała się pomóc najlepiej, jak potrafiła. Zżyła się z tymi ludźmi, więzień stał się jej drugim domem. Każda, najmniejsza ulga w cierpieniu dla więźnia była dla niej zbawienna, niosła niesamowitą radość i utwierdzała w przekonaniu, że jej praca ma sens. Spełniała misję, która dawała jej mnóstwo satysfakcji. Potrafiła na tych ludzi spojrzeć z boku, nie oceniać ich i nie krytykować, starała się każdego zrozumieć. W ten sposób zaskarbiła sobie przychylność wielu więźniów, cenili ją i szanowali, mieli w niej oparcie, tak bardzo potrzebne w tym miejscu.
Ważne, że w każdym więźniu dr Amanda dostrzegała człowieka, nie przestępcę. Widziała przed sobą drugą osobę, która oczekiwała od niej pomocy. I ona dawała tym ludziom ulgę w cierpieniu, ale była też często ich spowiednikiem i psychoterapeutą. To przed nią potrafili się otworzyć i wyrzucić z siebie złość, rozgoryczenie, ale i często brak zrozumienia i odrzucenie przez rodzinę. Autorka nie piętnuje tych ludzi, stara się dotrzeć do pobudek, którymi się kierowali wchodząc na drogę kolizji z prawem.
Książkę czyta się bardzo szybko, napisana lekkim piórem i z dużą dawką dobrego nastroju i optymizmu, chociaż dotyka problemów bardzo trudnych. Ocieramy się o klimat i atmosferę, z którą na co dzień nie mamy styczności. Poznajemy więzienne życie z perspektywy obiektywnej osoby, lekarza więziennego. Obraz tchnie smutkiem i goryczą, ale muszę przyznać, że napawa też optymizmem. Dlaczego? Dlatego, że są ludzie, którzy nie dążą za wszelką cenę do oceny zachowania innych osób i wytykania im błędów, ale starają się wyciągnąć – na ile pozwalają okoliczności – do nich pomocną dłoń, zrozumieć i podnieść na duchu, zmobilizować do naprawienia relacji z bliskimi. I często osiągają sukces w swoich poczynaniach.
Dr Amanda Brown postawiła przede mną trudne zadanie. Zasiała we mnie niepokój i skłoniła do głębszych refleksji. Każdy z nas oczywiście ma w swoim życiu określoną hierarchię wartości, skrojoną na swoją miarę. Ale podróż po więzieniach skłania czytelnika do przewartościowania swojego życia i pozwala inaczej spojrzeć na dotychczasowe postępowanie, na wyznawane wartości i zasady. Czy znamy prawdziwy ból i cierpienie, czy musimy się borykać ze złym ojcem czy znosić brutalność partnera, czy musimy koczować, bo nie mamy domu? Nic z tych rzeczy, my tak naprawdę nie znamy prawdziwego życia, żyjemy w dostatku i luksusie, na który nie wszystkich stać. Mamy tak wiele, ale nie potrafimy tego doceniać i się z tego cieszyć. Z pełnym przekonaniem i świadomością podpisuję się pod słowami dr Brown:
„Historia tego chłopaka rzuciła cień na dostatni świat, w którym od tylu lat już się obracałam. Sprawy materialne, niegdyś dla mnie ważne, nagle, po wysłuchaniu opowieści osiemnastolatka o jego zmaganiach, wydały mi się strasznie trywialne. Uświadomiłam sobie, że w życiu tak naprawdę chodzi o to, by być kochanym i czuć się bezpiecznie”.
Lektura bardzo ważna i potrzebna, pozwala inaczej spojrzeć na osoby przebywające z różnych powodów w więzieniach, wskazuje, że nie można oceniać drugiego człowieka, nie znając jego przeszłości. Bądźmy więc rozważni i roztropni, najpierw oceńmy siebie i swoje zachowania wobec innych, spójrzmy sobie głęboko w oczy, a zobaczymy, że nie można krytykować i oceniać innych, skoro tak wiele naszych zachowań wymaga poprawy …
Każdemu z Was życzę, aby spotkał na swojej drodze takiego lekarza. Ja spotkałam i należę niewątpliwe do grona szczęśliwców.
Polecam gorąco, na pewno nie będzie dla Was obojętna, jestem pewna, że w każdym zasieje ziarnko niepokoju, a to już połowa sukcesu … Czy zrobicie coś, aby odnieść pełny sukces, to już zależy tylko od Was samych …