Jeśli książkę oceniać po tym, z jakim odczuciem odkłada się ją na półkę, to tym razem musiałabym powiedzieć: czuję się mądrzejsza. I za to, co by nie mówić, unikatowe kryterium, ogromną estymą darzę pracę dyplomową Tomka Miłowickiego pt. „Sandomiria Demonicum”. Podczas lektury czułam się, jakbym wróciła na studia. Gdy otwierały się przede mną kolejne znaczenia i piętra analiz, wróciło przyjemne mrowienie pod kopułą. Tak jakby szare komórki, te które od dłuższego czasu przebywały w letargu, stanęły znów na nogi i ruszyły na przebieżkę. I nie ma się oczywiście co temu stanowi rzeczy dziwić: podstawowa płaszczyzna tej pracy jest intelektualna, a to przecież zobowiązuje. I pokazuje przy okazji, że - chociaż zdarza nam się w dobie wszechobecnych social mediów o tym zapominać – nadal mamy mnóstwo przestrzeni na jakościowe rozmowy o literaturze. Trzeba tylko chcieć ją znaleźć.
Przybliżenie nam Andrzeja Sarwy - artysty-naukowca i artysty-erudyty - oraz analiza jego dzieł, jako romansów grozy, literatury ezoterycznej, traktatów demonologicznych, a także czytanie ich pod kątem historycznym, religijnym i politycznym, to oczywiście danie główne tejże pracy. Jako że, nie mam kompetencji do tego, by wchodzić w dyskusję z interpretacją zaproponowaną przez autora i wyciągniętymi przez niego wnioskami - przyjmuje je bez szemrania, za to z wypiekami na twarzy. Podziwiam przy tym grację z jaką Miłowicki przechodzi od omawiania filozofii do zjawisk społecznych, psychologicznych, wydarzeń historycznych, kreacji świata i wskazywania granic człowieczeństwa oraz tego, co na nas za nimi czeka. Chapeau bas!
Na uwagę zasługują także przystawki, czyli część wstępna, bez której dalsza podróż literacka nie miałaby sensu. Autor rozprawia się w niej m.in. z pojęciami takimi jak groteska, literatura gotycka, gotyckość, czarny romantyzm, thriller i ezoteryka. Pochyla się również nad skandalem, locus fatalis i locus horridus oraz bohaterem lucyferycznym. Przywołuje opinie i efekty rozważań o wspomnianych pojęciach autorstwa przeróżnych badaczy, odnosi się także do ich realizacji w dziełach kultury. Warto zwrócić szczególną uwagę na wyróżnione przez Miłowickiego źródła, znajdzie się tutaj bowiem niejedna perełka dla horroroluba z literaturoznawczym zacięciem. Ja już swoją mapę do prześledzenia mam.
Nie jest to oczywiście książka do pochłonięcia na raz. Każda z kolejnych warstw zdobywanych przez nas informacji wymaga przyswojenia, musi więc swoje „odleżeć”. Dopiero, gdy odpowiednio w nas dojrzeje, można zrobić krok dalej. W innym wypadku nie otworzymy się w pełni na to, co możemy tutaj odnaleźć. A to powinien być nasz cel nadrzędny, czyż nie?
Literatura dopełnia obraz naszego czasu, dlatego podoba mi się to, że Tomek w swojej pracy stawia także pytania, np. o to dlaczego nadal chcemy się bać i co budzi w nas strach; czy w momencie, gdy nasza współczesność jest jaka jest – niespokojna, naznaczona lękiem o zdrowie i byt, wojną, kataklizmem – czy nadal potrzebujmy przeżywania skrajnych doświadczeń poprzez literaturę. Odpowiedzi, których udziela w pełni mnie satysfakcjonują. Czuję światy w podobny sposób i podobnie o niektórych zjawiskach myślę.
Dla mnie to była pozycja obowiązkowa.
P.S. Jeśli chcecie przekonać się, jak Miłowicki radzi sobie z tworzeniem prozy fabularnej, to zachęcam do przeczytania jego opowiadania pt. „Aegri somnia” w „Nocnych marach”. Nie zawiedziecie się.
[współpraca barterowa]
#matronatAlicya