Nigdy nie byłam otyła, nie miałam nawet nadwagi, ale mam takie osoby wśród bliskich, dlatego sięgnęłam po książkę „My, skrajnie otyli” chciałam poznać historię innych ludzi zmagających się z tym problemem.
Książka składa się z wielu wywiadów. Z lekarzami, rodzinami osób chorujących na otyłość i z osobami otyłymi, które są w różnym wieku i pochodzą z różnych środowisk. Kiedyś otyłość świadczyła o wysokim statusie społecznym, teraz jednak wiemy, że może ona dotknąć wszystkich bez względu na zawartość portfela.
Ciężko jest mi się tak w 100% zgodzić ze stwierdzeniem, że otyłość jest chorobą. Moim zdaniem bardziej trafne byłoby powiedzenie, że otyłość może prowadzić do wielu chorób.
Porównując osobę otyłą z moją kuzynką, która choruje na nowotwór i nie miała na pojawienie się go wpływu, ponieważ ma gen, który znacznie zwiększa ryzyko zachorowania uważam twierdzenie, że osoba otyła jest chora dla innych chorych jako krzywdzące. Ona wychudzona, ledwo trzymająca się na nogach po chemioterapii musiała jeździć na komisje lekarskie, a osoba z otyłością dostaje zaświadczenie o niezdolności do pracy na kilka lat do przodu.
Czytając książkę cały czas czekałam na kolejnego osobę opowiadającą swoją historię, która faktycznie będzie otyła z jakiegoś innego powodu niż nadmiar kalorii. Było wspomniane, że może występować u niektórych osób brak uczucia sytości i to jestem w stanie zrozumieć, ale wszystkie opisane osoby w książce są otyłe z powodu nadmiaru kalorii w diecie. „Zacznę od czynników genetycznych, bo wokół nich narosło wiele mitów. Prawda jest taka, że bardzo niewiele osób ma jakieś mutacje genetyczne, które powodują hiperfagię, a w rezultacie otyłość”.
Sama ostatnio zaczęłam zwracać uwagę na to co jem bardziej ze względów zdrowotnych, ale byłam zszokowana, ile niektóre produkty mogą mieć kalorii. Taka niby tycia garstka orzechów, a tu zaskoczenie, ile to ma kalorii. Może wskaźnik BMI nie dobrym parametrem do pomiaru prawidłowości wagi dla wszystkich, ale dla większości tak i ja zbliżając się do górnej granicy prawidłowej wagi „biorę się za siebie”. Często słyszą, że ktoś mówi, ale ja nie mogę schudnąć, bo mam niedoczynność tarczycy… ja też mam, a nie szukam wymówek.
Szokujące dla mnie były informacje o przychodzeniu osób z personelu medycznego, czy innych, żeby obejrzeć osoby otyłe lub o tym, że ludzie na ulicach robią im zdjęcia. Mojej uwagi takie osoby na ulicy nie przykuwają, może przez to, że jest ich coraz więcej i przyzwyczaiłam się do ich widoku lub z tego powodu, że osoby z naprawdę olbrzymią otyłością nie wychodzą z domu.
Ta książka była dla mnie sporym zaskoczeniem, nie miałam pojęcia o problemach związanych z pogrzebem osób z otyłością olbrzymią, transportem ich, hospitalizacją, albo że jest sporo takich osób jest wśród żołnierzy.
Czytając książkę szkoda mi było rodzin, które muszą opiekować się osobami chorującymi na otyłość, ale potem uświadomiłam sobie, że bardzo duża wina leży po stronie bliskich. To całe wpychanie jedzenia dzieciom, karmienie ich śmieciowym jedzeniem, czy nawet wyręczanie z jakiś aktywności fizycznych ma jakiś wpływ na ich przyszłość, bo to buduje złe nawyki.
Myślę, że świadomość tego, że jest coś takiego jak operacja bariatryczna wzrosła przez „BigBoya” bohatera programu telewizyjnego, który się jej poddał, ale nie zapominajmy, że jest ktoś taki jak „100 kg lżejsza”, która schudła bez poddawania się operacji żołądka. Tak też się da, więc osoby, które nie mogą lub nie chcą poddać się operacji powinny nie tracić wiary.
Książkę otrzymałam z serwisu nakanapie.pl za co bardzo dziękuję 😊