Ach! Cóż to za historia!
Jakiś czas temu poczułam, że już nie jestem w stanie czytać książek o losach ludzi żyjących w czasie II wojny światowej. Dlaczego? Bo albo trudno mi było znieść dramaty bohaterów, albo odnosiłam wrażenie, że opowiedziane wydarzenia są przedstawione zbyt powierzchownie, bez oddania prawdy o ludziach tamtych czasów. Poza tym ostatnio nastąpił wysyp powieści o dobrych nazistach. Nie, nie chodzi o to, że uważam, iż takich nie było. Po prostu postrzegam ten nurt jako modę, a nie dążenie do prawdy o człowieku stającym w obliczu faszyzmu. Tyle wstępu, bo przecież zamierzam napisać o książce, którą właśnie skończyłam czytać.
„My mieliśmy szczęście” Georgii Hunter poruszyła mnie do głębi. Sięgnęłam po nią, bo zaintrygowała mnie tytułem. Jakoś podskórnie poczułam, że wszelkie moje obawy związane z literaturą o czasach Holokaustu odpłynęły na bok. Jakże się cieszę, że tak się stało, bo w przeciwnym razie nie poznałabym tej niewiarygodnej historii. Historii, która zdarzyła się naprawdę.
Czy powieść jest pogodna? Czy przepełniona obrazkami szczęścia? Czy pokazuje inne oblicze dramatycznego okresu połowy dwudziestego wieku? Nie, nie, nie.
Georgia Hunter, potomkini rodziny Kurców, zbiorowej bohaterki książki, po wielu latach zbierania informacji o swoich przodkach, stworzyła powieść niezwykle autentyczną, plastyczną i poruszającą. Zaczyna swą opowieść w Radomiu, w „przeddzień” wybuchu II wojny światowej i prowadzi ją aż do czasu po kapitulacji Niemiec. Opowiada losy Nechamy i Sola oraz ich już dorosłych dzieci. Rodzina czuje ze sobą ogromną więź, darzy się szacunkiem, troską, uwagą. Po prostu bardzo się kocha. Każdy z jej członków nie potrafi przestać myśleć o innych, ale jednocześnie ma w sobie ogromne pragnienie, by trwać, zachować własne życie. Podziwiałam ich za determinację, odwagę i siłę. Nie oznacza to jednak, że bohaterowie są monumentalni. Autorka oddała ich przerażenie, wszechogarniającą bezradność i stany depresyjne. Pokazała drżące serca, gniew i wściekłość. Dzięki temu są tak niezwykle autentyczni. No tak, przecież ci ludzie kiedyś żyli. Trzeba mieć jednak talent, aby o prawdzie opowiedzieć tak naturalnie, jak zrobiła to wnuczka jednego z bohaterów.
„My mieliśmy szczęście” to książka, która prowadzi czytelnika przez bardzo konkretne wydarzenia znane z lekcji historii. Autorka się doskonale przygotowała, poznając fakty, topografie miejsc, rozmawiając ze świadkami tamtych czasów i później dzieląc się tym wszystkim z nami. Należą jej się za to słowa uznania.
Ach! Cóż to za historia!