„Piosenki dla Pauli” to książka-fenomen, jak została określona. Publikowana na początku w Internecie zyskała wielu fanów, dzięki czemu wydana została w formie książkowej. Skromna, ale ładna okładka przykuwa wzrok, a tajemniczy opis zapowiada bardzo wiele wrażeń. Ale czy na pewno jest w stanie zaspokoić wymagania czytelników? Jaka naprawdę jest opowieść o Pauli? Czy słowo „fenomen” jest dobrym określeniem tej historii?
Paula to siedemnastolatka, która przed sobą ma bardzo wiele. W tym również miłość. Dziewczyna flirtuje na czacie ze starszym od siebie muzycznym dziennikarzem, Angelem. w końcu nadchodzi dzień ich spotkania w realu. Mężczyzna jednak spóźnia się na umówione spotkanie, a Paula, czekając na niego, poznaje Alexa, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności czyta tą samą książkę, co ona. W życiu dziewczyny pojawiają się mężczyźni i Paula będzie musiała dokonać wyboru, którego z nich tak naprawdę darzy uczuciem. Kogo wybierze Paula? Jak to się wszystko potoczy? I co z tym ma wspólnego muzyka?
Z pewnością nie jedną osobę kusi ta książka. Słodka okładka, intrygujący opis fabuły i jeszcze ta informacja o bestselerowym sukcesie… Sama również skłoniłam się do przeczytania, bo ma w sobie coś, co przyciąga do siebie. Zaskoczeniem było to, że tak wiele negatywnych recenzji ona zebrała. Zaczęło mnie to zastanawiać, ale kiedy skończyłam czytać te sześćset parę stron, wiedziałam, o co chodzi ludziom, którzy wytknęli błędy tej książce. Sama nabrałam przekonania, że „fenomen” może być synonimem do słowa „kompletna klapa”. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Po raz pierwszy zdarzyło mi się czytać książkę, która zawiera w sobie tak kolorowy i sielankowy obraz, że aż w niektórych momentach niemiło mnie mdliło. Bohaterowie byli zaskakująco idealni: mężczyźni przystojni, wysportowani, z zabójczo pięknym uśmiechem i niespotykanym talentem (nieważne, do czego), kobiety zaś były śliczne, zgrabne, seksowne i utalentowane. Nawet jeśli zdarzyło im się posiadać jakiś defekt, to autor postarał się, aby nie były one dostrzegane. Niektórym też zdarzało się być „mniej ładnym”, ale z każdym kolejnym zdaniem o nich nabierali ładniejszych kształtów. Wiadomo, że jest to fikcja literacka, jednak takie koloryzowanie jest zbyt przesadzone i łatwo zniechęcić się do takiej książki. Podobnie jest z ich cechami charakteru, ich zachowaniami. Jeśli chodzi o przyjaciółki Pauli to po prostu wysiadła mi nie raz cierpliwość od ckliwości i naiwności tych panien. Wiadomo, jakie bywają nastolatki, często również czytuję na ich temat bądź słyszę o nich w telewizji, jednak z dodatkową nutą wyolbrzymionych ideałów autora przyjaciółki Pauli, kolorowe suguski, jak zwykle mawiają o nich w szkole, zachowują się gorzej niż stado rozwydrzonych panien z gimnazjum, które jedzą błyszczyk jak lody i gadają o tym, jaki smak gumki nadaje się na pierwszy raz. No może zbytnio przesadzam, ale inaczej nie uda mi się ubrać to w słowa. Wystarczył krótki przekaz o ich zachowaniu, typowym dla nastolatek, bez zbędnych ubarwień, a być może wyszłoby wtedy dużo lepiej. Niestety jest jak jest…
Co więcej, denerwujące jest to, że za romantyzm między dwudziestodwulatkiem a siedemnastoletnią licealistką służy publiczne i nadmierne obściskiwanie się (nieważne, gdzie, ważne, żeby jak najgłębiej język wcisnąć do gardła). Przyznam szczerze, że w tych kwestiach autora za bardzo poniosła wyobraźnia, albo po prostu wykazał się małą znajomością w kontaktach damsko-męskich, a swoje opowiadanie sklecił na podstawie obserwacji (a fe!). Co bardziej mnie zastanawia, jak wielka miłość może zaistnieć w tak krótkim czasie? Wiadomo, to się zdarza, ale Paula i Angel już na pierwszym spotkaniu pałali namiętnością, całowali się, wiedzieli, że się kochają! No cóż, znali się dwa miesiące z gadek na komunikatorze, nie wiedzieli, jak wyglądają, ale czuli, że będą się sobie podobać. No i proszę, ona śliczna panienka, tak śliczna, że o matko, a Angel ciacho jakich mało. Świetny tyłek, przystojny, więc następnym tematem do rozważań dla przyjaciółek Pauli staje się pytanie: kiedy Paula go przeleci? Przesada…
W książce pojawia się również wątek pisarski. Paula spotyka Alexa, który dziwnym trafem czyta tą samą książkę: „Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie”. Kojarzycie? Historia dziennikarza, który ma romans z dużo młodszą dziewczyną, licealistką. Alex pragnie spróbować swych sił w pisarstwie i również napisać własną książkę. A jest ona o… dużo starszym pisarzu, który traci głowę dla piętnastolatki. Alex ma dwadzieścia dwa lata, Paula siedemnaście. Czy autorowi podobają się związki z dużą różnicą wieku? Strach pomyśleć, co nim kierowało, kiedy pisał „Piosenki dla Pauli”…
Jeśli chodzi o motyw muzyki w książce, to zastanawiający jest tytuł, prawda? „Piosenki dla Pauli”… Wszystko bowiem kręci się wokół tego tematu. Angel jest dziennikarzem muzycznym, Alex gra na saksofonie, Mario, nieszczęśliwie zakochany w Pauli, uwielbia muzykę i na urodziny daje jej składankę piosenek specjalnie dla niej, Katia, przyjaciółka Angela, jest sławną piosenkarką… Cała powieść również obfituje w muzyczne akcenty oraz tytuły piosenek, które słuchają bohaterowie. Autor bowiem za każdym razem podaje, co kto słucha. Fabuła zatem jest pełna muzyki…
Autor wyraźnie nie przemyślał dokładnie tego, co chce stworzyć. Niektóre sytuacje wydawały się wyrwane kontekstu, niepotrzebne. Jakby uzupełniały brakującą lukę. Tym samym wyszedł niezły odmóżdżacz, dobry dla oderwania się od codziennej rutyny. Jeśli więc ktoś lubi tego typu książki, bądź po prostu chce się pośmiać z naiwności nastolatek pokroju Pauli, śmiało może sięgnąć po książkę Blue Jeans’a (fajny nick, koń Miley Cyrus w serialu miał tak na imię). Chociaż mówię to z bólem, bo nie lubię oczerniać książek, to tym razem muszę ocenić książkę bardzo nisko. Nie ma w niej nic takiego, co mogłoby przyciągnąć czytelnika. Wykreowane postacie są nijakie, bardziej gorszą niż bawią. Fabuła oklepana, z nutką sielankowej bryzy, która mdli odbiorcę. Pomysł wydaje się niezły, szkoda, że wykonanie nie spełnia oczekiwań. Naprawdę rozczarowująca książka…