Opowiada w tej książce Lem o nieudanej próbie kontaktu z obcą cywilizacją. Treścią są wspomnienia genialnego matematyka Piotra N.Hogartha (alter ego Lema) z pracy nad projektem MAVO, czyli Master's Voice, chodzi o powtarzające się sygnały zarejestrowane z kosmosu. Z tym, że to nie rzecz w stylu talerzy UFO czy filmów Spielberga, ale książka poważna, sporo tam filozofii i głębokich rozważań naukowych
No właśnie, książka w zasadzie nie ma fabuły, to bardziej esej naukowo-filozoficzny. Pisze Lem sporo o granicach naszego poznania, o socjologii nauki, jak zwykle pisze zajmująco i z porażającą mądrością, ale to lektura trudna, gęsta, trzeba czytać powoli i z wielką uwagą. Dlatego bardzo szybko porzuciłem audiobooka dobrze interpretowanego przez Dariusza Bereskiego i przerzuciłem się na ebooka.
Rozwiewa Lem bajki o latających talerzach i fantazje o ufoludkach, stworzonych przez człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Dostajemy raczej scenariusz prawdziwego kontaktu i tu autor jest pesymistą. Bo cywilizacja, która wysyła do nas sygnał, jest z pewnością na daleko wyższym od naszego poziomie rozwoju, bo sygnał ma otoczkę kulturową właściwą dla wysyłającego, dlatego nie jesteśmy w stanie go pojąć. Wreszcie przepaść w rozwoju między nimi a nami sprawia, że: „Stanęliśmy u podnóża olbrzymiego znaleziska tak nieprzygotowani, a zarazem tak pewni siebie, jak to tylko być może. Obleźliśmy je natychmiast ze wszystkich stron, bystro, łapczywie i zręcznie, z tradycyjną wprawą, jak mrówki. Byłem jedną z nich. To jest historia mrówki.”
Trudności z rozszyfrowaniem sygnału są pogłębione przez spory kompetencyjne, bo do projektu MAVO bardzo szybko włącza się armia, chodzi o ewentualne militarne zastosowania nowych wiadomości. A jak jest wojsko, to pojawia się tajność, ograniczenia wolności badań naukowych i inne mało przyjemne rzeczy.
Sporo w książce spekulacji filozoficznych, czasami jedzie Lem po bandzie, oto nasi naukowcy, wypiwszy nieco twierdzą, że współczesna fizyka mogła się narodzić tylko wśród chrześcijan z ich wstydem i stosunkiem do grzechu; niemożliwe byłoby to w religii buddyjskiej lub konfucjańskiej. To takie szalone naukowe dyskusje po pijaku, o których się zapomina na drugi dzień.
Książka zawiera ciekawe smaczki, oto Lem w osobach głównych protagonistów portretuje siebie i swoich przyjaciół (pisze o tym szczegółowo Orliński w biografii Lema). Zatem narrator, profesor Hogarth oraz prof. Rapaport to sam Lem, prof. Baloyn to Jan Błoński, najbliższy przyjaciel autora itd. Mamy też w książce relację Rapaporta, jak to cudem uniknął śmierci z rąk Niemców w czasie wojny. To dokładny opis przeżyć Lema, który był o włos od śmierci w lipcu 1941 r., zaraz po wkroczeniu Niemców do Lwowa.
Mam wrażenie, że tylko dotknąłem powierzchni interpretacji tego wybitnego dzieła, bo to rzecz głęboka, trudna, wymagająca wielokrotnej lektury.