Mursz recenzja

Dzisiaj będzie trochę mrocznie, przedstawiam Wam książkę autorstwa Ewy Przydrygi „Mursz”. Widziałam jej sporo na Instagramie i w końcu sama się za nią wzięłam. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji, nie mogłam przejść obok niej obojętnie. To była ciekawa historia.

Pola z trudem usiłuje wrócić do nowego życia bez męża i syna. Po zakończeniu terapii regularnie koresponduje z Kasandrą, z którą zaprzyjaźniła się podczas pobytu w szpitalu. Wkrótce w ręce Poli trafia list, zupełnie inny niż poprzednie, będący zapowiedzią samobójstwa przyjaciółki.
Ujawniony w liście sekret prowadzi Polę do owianego złą sławą Murszu, wymarłej części kaszubskiego lasu. To tam rok wcześniej została zamordowana Lara, koleżanka Kasandry. Wyznania Kas rzucają jednak zupełnie nowe światło na makabryczne zdarzenia tamtej nocy.
Każda z leśnych dróg prowadzi Polę pod drzwi tajemniczej spalonej leśniczówki. Strawiona ogniem chata skrywa mroczne sekrety lasu i mieszkających w nim ludzi. Tych żyjących i tych, którzy na przestrzeni lat w tragicznych okolicznościach stracili tu życie.

Książka ta zdecydowanie wyróżnia się pełnym tajemnic i mroku klimatem. Można poczuć ten charakterystyczny dreszcz na plecach podczas czytania. Trzyma w napięciu do ostatniej strony nie pozwalając nawet na chwilę wytchnienia. Z niecierpliwością czeka się na zakończenie, które z całą pewnością niezmiernie zaskakuje. Autorka umiejętnie buduje napięcie, które stopniowo wzrasta powodując, że nie da oderwać się od lektury. Fabuła dopracowana w każdym, nawet najmniejszym szczególiku tylko wzmacnia chęć czytania. Klimat historii nie do opisania, tutaj musicie sami się przekonać.

To druga książka autorki, którą udało mi się przeczytać. Jest zdecydowanie lepsza, od tamtej, a czytałam „Miała umrzeć”. Bardzo podobał mi się ten thriller i serdecznie Wam go polecam. Można czytać go bez znajomości poprzedniej historii „Topieliska”, które nawiązują do „Murszu”. Nie ma takiej konieczności, sama niestety nie jestem zaznajomiona z poprzedniczką.

Ode mnie 8/10⭐️