Masz ochotę na lekką i przyjemną historyjkę ze szczęśliwym zakończeniem i ociekającymi radością bohaterami?
.
.
.
.
.
.
To chwyć za inną książkę. Tutaj tego nie doświadczysz😂.
Zderzenie dwóch światów. Jeden, pełen mroku, głodu i bólu, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie. I drugi: na pozór idealny, z równo przyciętymi trawnikami, gotowymi drinkami dla mężów na koniec dnia i perfekcyjnymi, instagramowymi posiłkami podanym do stołu zawsze na czas.
Dana wraz z synem Grenem przez całe życie ukrywają się w jaskini w sercu góry. Wie, że jeśli ktoś odkryje ich obecność zginą. A dla syna jest gotowa poświęcić wszystko.
Willa i Dylan prowadzą idealne życie w idealnym społeczeństwie u podnóża góry. Każdy dzień jest zaplanowany w najmniejszym szczególe.
Co się jednak stanie gdy te dwa światy zderzą się ze sobą? Jak kruchy okaże się ich domek z kart?
Gdybym miała opisać “Dziedziczkę Jeziora” w kilku słowach byłoby to: mrok. Strach. Niepokój. Zgnilizna. Jest to powieść tak inna od wszystkich, że ciężko to sobie wyobrazić dopóki się jej nie posmakuje… Można albo się zakochać, albo znienawidzić.
Nie doświadczymy tutaj pozytywnych bohaterów. Właściwie po przeczytaniu książki mogę z całą pewnością stwierdzić, że każdy z nich miał coś “za uszami”. Niektórzy byli gorsi od reszty, ale nie było nikogo kogo można by z czystym sumieniem nazwać “dobrym”. Zarówno Dana, jak i Willa to mocne indywidua. Nieobliczalne i gotowe na wszystko: jedna, aby chronić swoją rodzinę, druga, aby utrzymać fałszywy wizerunek idealnego życia i małżeństwa. I choć są zupełnie różne i prowadzą odmienny tryb życia, trzeba przyznać, że łączy je… lekka niestabilność psychiczna.
Tym co najbardziej wyróżnia “Dziedziczkę” jest styl. Chaotyczny, nieprzewidywalny, wręcz depresyjny. Wprowadza czytelnika w zupełnie inny świat, pełen niepokoju, lęków i tajemnic. Czuć atmosferę otaczającego zła. Na dodatek, wieloosobowa narracja, która przeskakuje, zmienia się, przeobraża jak potwór. Nie do końca trafiło to w mój gust, ponieważ momentami gubiłam się, nie wiedziałam co wokół mnie się dzieję. Nie rozumiałam bohaterów ani pobudek, które nimi kierowały. Często było dla mnie to zbyt odrealnione, żeby uwierzyć w tą historię. Jednak uczciwie muszę przyznać, że powieść czytało się szybko i z zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów. Można powiedzieć, że wręcz z chorą fascynacją. Komu tym razem noga się podwinie? Kto ją straci? A kto umrze?
Podobało mi się stworzenie przez autorkę wyalienowanej społeczności przypominającej “Żony ze Stepford”, które nawet funkcjonowały jak roboty: w każdym stopniu idealne, odgrywające swoją rolę niczym kukiełki w przedstawieniu. Było nawet miejsce na matrony, które jeśli ktoś odstawał od normy, szybko ustawiały do pionu.
Nie do końca wiemy, w jakim świecie głównym bohaterom przyszło żyć ani co do tego doprowadziło. W tle widzimy walkę, wojny, spustoszenie, powstanie nowych grup społecznych. Kraje, które zmieniły nazwę i przemieniły się w coś innego. Wokół bohaterów też jest wiele tajemnic. Tutaj czegoś o nich nie wiemy, tam coś kryje się w jeziorze, zamieszkuje jaskinie, kryję się w ścianach. Wokół mnożą się zagadki.
“Dziedziczka” nie jest lekką czy łatwą powieścią. Nie każdego chwyci za serce. Widać wyraźnie, że jest skierowana do specyficznej grupy odbiorców: którzy odnajdą się w tej post apokaliptycznej wizji świata, która przesiąknięta jest zgnilizną i rozkładem. Pełna złych, egoistycznych ludzi zdolnych do wszystkiego, byleby osiągnąć tylko sobie znane cele. Jednak widać, że wszystko jest tutaj efektem celowym i zamierzonym, nic nie dzieje się bez przyczyny. Jest to jedna z tych książek, które mają wywoływać gwałtowne emocje i właśnie to robi - może to być depresja i smutek, lub wręcz przeciwnie - dzika radość. ~ hybrisa