"Dziecko z baśni" Marty Wiktorii Trojanowskiej to bardzo wartościowa książka dla młodych czytelników. Jako jej głównych odbiorców zdefiniowałabym uczniów klasy 4-6 szkół podstawowych, ale to nie znaczy, że starsi (w tym dorośli) nie mogą po nią sięgnąć. "Dziecko z baśni" to bowiem ciekawa, choć minimalistycznie, co wcale nie jest zarzutem, napisana opowieść. To interesująca lektura, na podstawie której można podjąć dyskusję na temat tolerancji, odmienności innych (gruba Renia, sekretarka Łata), cierpliwości i zrozumienia dla ludzi starszych i samotnych (pan Pietruszka) czy też własnego egoizmu, z którego nie zawsze do końca zdajemy sobie sprawę (Anetka). Poruszony został także temat samoakceptacji. Problemy te są pokazane w tak jasny i zrozumiały sposób, że nietrudno je dostrzec oraz zrozumieć, na czym polega właściwie lub niewłaściwe ich pojmowanie. Łatwo zdefiniować nieprawidłowe zachowania i postawy.
Autorka w swojej opowieści wykorzystała znaną wszystkim bajkę Józefa Ignacego Kraszewskiego "Kwiat paproci", dokonując jednak pewnej zmiany, a przez to sprawiając, że główna bohaterka, Anetka, zaczyna zauważać nieprawidłowości swojego postępowania. Co ważne, przestaje oceniać ludzi własną miarą, a także sądzić ich po pozorach.
"Dziecko z baśni" to książka niosąca w sobie treści, które każą się zastanowić nad własnym postępowaniem wobec innych. Umieszczenie akcji w szkole, gdzie uczniowie mają, zdawałoby się, zwyczajne problemy, dodatkowo pozwala zauważyć niewłaściwość pewnych postaw. Element baśniowy w postaci zasuszonego kwiatu paproci dodaje opowieści atrakcyjności. Być może mocniej zaakcentowałyby to również kolorowe ilustracje zamiast czarno-białych, choć i te są na swój sposób ciekawe.
W historia Marii Wiktorii Trojanowskiej Anetka przechodzi swego rodzaju test na człowieczeństwo - sprawdza, jak to jest, kiedy można spełniać marzenia tych, których nie lubimy. Gdy zastanowimy się nad tym problemem, większość przyzna, że jest to niesamowicie trudne. Mimo, że na początku dziewczynka się buntuje i oświadcza: Nie będę spełniać marzeń tych, których nie lubię. Jeszcze nie zwariowałam!,to ostatecznie zdaje ten test doskonale. Dokonuje też rewizji swoich poglądów i sympatii (a raczej antypatii) wobec innych.
"Dziecko z baśni" uczy nas, że aby spełniać marzenia innych nie trzeba mieć czarodziejskiego kwiatu, ale używać własnej mocy, tak jak Anetka: Anetka już wiedziała, że i ona używała mocy kwiatu... i to bardzo często... Kiedy bowiem ludzie zaczynają akceptować siebie, łatwiej zaakceptować innych... A akceptują, gdy jest im trochę lepiej na świecie... Anetka wiedziała też, że ludzie mogą mówić, co chcą, ale głęboko w środku ich marzenia są maleńkie i bardzo przyziemne. I że czasami wystarczy bardzo niewiele, żeby je spełnić... Mało tego: trzeba nieustannie POZWALAĆ na to, żeby się spełniały, nawet jeśli my sami nie darzymy sympatią tych, którzy marzą... I trzeba im w tym spełnianiu pomagać...