Do przeczytania zainteresował mnie opis. Historia wydawała się ciekawa i na konkretny temat, a do tego delikatna i przyciągająca uwagę okładka. Niewątpliwie pasuje do treści jak i do tytułu. Nie raz zresztą w książce było nawiązanie do motyli. Do ich kruchego, ale zarazem fascynującego życia, a także do sentymentalnego i wartościowego naszyjnika w kształcie – motyla. No właśnie motyl, kruche stworzonko, które za chwilę może już nie istnieć. Jednak jest piękny i zachwyca, cieszy oko i pozwala cieszyć się ulotnością, lekkością – tym co tu i teraz Tak samo jest z naszym życiem a szczególnie, gdy dotyka nas choroba, w tym wypadku mowa o Alzheimerze . Co wiemy na temat Alzheimera? Czy w dzisiejszych czasach wystarczająco dużo się o nim mówi? Czy może to tylko kolejne tabu? Choroba Alzheimera polega na stopniowej degradacji środkowego układu nerwowego, charakteryzująca się otępieniem, zaburzeniami pamięci i zmianami nastroju. No właśnie - to tak w jednym zdaniu – jednak to co dotyka ludzi chorych jest znacznie bardziej dobitne. Dlaczego właśnie Motyl? Ponieważ chciałam poznać postać choroby nie ze strony teoretycznej czy naukowej, nie w wersji opowiadanej przez obserwatora, ale z punktu widzenia osoby chorej. Początek mnie nie zaciekawił tak bardzo, jednak im dalej czytałam, tym bardziej czułam zainteresowanie i sympatię do Alice. Jest to niewątpliwie kobieta sukcesu, inteligentna, dbająca o kondycję – matka i żona. Wykładowca na Harwardzie. A mimo to nie uniknęła przeznaczenia – choroby dziedzicznej. Autorka w doskonały sposób opisała istotę człowieczeństwa, chęć przetrwania i sedno choroby. Czytając ma się wrażenie, że zna się Alice, że te dwa lata spędziło się z główną bohaterką. Mamy wgląd w rozwój choroby, to jakie robi spustoszenie w osobowości tej kobiety. To co się dzieje w jej rodzinie. Historia Alice wzrusza, daje siłę i odwagę a przede wszystkim ukazuje piękno rodzinnej miłości i wsparcia. W tej chorobie najważniejsza jest troska i miłość. Zrozumienie drugiego człowieka. A przede wszystkim szacunek, bo człowiek chory to nadal człowiek. Autorka stworzyła coś co na długo pozostanie w pamięci czytelnika, coś co daje do myślenia i pozwoli spojrzeć inaczej na Alzheimera. Zapewne otworzy oczy nie jednemu człowiekowi, pozwoli się zastanowić i zrozumieć. Być może ta książka pozwoli oswoić się z tą chorobą, a co za tym idzie – spojrzymy inaczej na chorych. Rodzina może być opoką i wsparciem, może choremu ułatwić proces, który zachodzi w jego życiu. Mnie najbardziej wzruszył wykład Alice, który wygłosiła przed profesorami, zajmującymi się tym schorzeniem, ale także przed rodziną i znajomymi – chorymi. Jest kilka wzruszających momentów, szczególnie okazywany szacunek i miłość – jakimi darzą ją dzieci. Choroba o mało nie popchnęła ją do ostateczności, ale w pewnym sensie ją też uratowała przed tym krokiem. Dała jej coś jeszcze. Zbliżyła się do swoich dzieci a w szczególności do Lydii. Momentami irytowało mnie podejście męża Alice, mimo tego, że był oddanym mężem i się starał. Ta książka sama w sobie jest recenzją. Na tych kartkach nie znajdziecie setek słów i zdań, nie będzie też kolejnej historyjki podobnej do innych. Tutaj znajdziecie brutalną prawdę. Lubię, takie książki, które wnoszą coś w moje życie. Uczą jak być człowiekiem i jak szanować życie. Przypominają o życiu.