Akcja powieści rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie, kiedy to właścicielka galerii sztuki Sera James poszukuje zaginionego portretu młodej skrzypaczki z obozu Auschwitz oraz w czasie II wojny światowej, kiedy to poznajemy losy Adele von Bron.
Adele jest młodą i utalentowaną skrzypaczką, która z pozoru ma wszystko: talent, majątek i uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie. Jest "ulubienicą Austrii". A jednak mimo, iż jej ojciec jest generałem Trzeciej Rzeszy jako chrześcijanka nie może pogodzić się z okropieństwami wojny i prześladowaniem Żydów, dlatego też postanawia pomóc swojej przyjaciółce i jej rodzinie - najpierw starając się dostarczać im zapasy jedzenia, by ostatecznie spróbować wydostać ich z okupowanego Wiednia, gdzie Żydów czekała już tylko śmierć. I właśnie za swoją szlachetność i oddanie zostaje skazana na pobyt w obozie. Dzięki retrospekcjom poza przeżyciami Adele w Auschwitz poznajemy również jej wcześniejsze losy, w tym historię jej miłości do Vladimira Nicolaja.
Sera James jest z pozoru kobietą sukcesu - posiada własną galerię sztuki i to nie byle gdzie, bo na Manhattanie. A jednak od dwóch lat zachowuje się niemal jak mniszka, ograniczyła kontakty z innymi ludźmi i skupiła się na swojej obsesji - odnalezieniu portretu młodej kobiety, który widziała jako mała dziewczynka podczas podróży z ojcem do Paryża. Na swojej drodze spotyka Williama Hanovera, który ma własne powody, by odnaleźć obraz.
"Motyl i skrzypce" to opowieść o sile kobiet oraz o ich zaufaniu do Boga. Adele nie znająca życia i realiów wojny trafia w sam środek piekła i tylko dzięki pomocy i wsparciu Omary odnajduje się w nowej rzeczywistości.
Nie potraktowałam książki jako dzieła historycznego. Sama nieczęsto sięgam po literaturę obozową, dlatego że mnie ona przeraża. Niestety ludzie z zachodniego kręgu kultury do dziś dnia nie zdają sobie sprawy jak naprawdę wyglądała okupacja na wschodzie Europy, jak wyglądała obozowa rzeczywistość, ponieważ na zachodzie wyglądało to zupełnie inaczej, łagodniej. Tam nie było takiego okrucieństwa, masowych mogił, eksterminacji całych grup etnicznych, społecznych i narodowych. I w przypadku powieści Kristy Cambron również to widać, jednak nie jest to aż tak rażące jak w innych przypadkach (jak słyszę o dzielnych Amerykanach oswobadzających Auschwitz to krew mnie zalewa). Dlatego warto przymknąć oko na pewne nieścisłości, a otworzć na przepiękną historię o miłości i przetrwaniu.
Początkowo historię Sery i Williama potraktowałąm jako typowy romans, coś lekkiego i odprężającego. Taką przeciwwagę do historii Adele. Z czasem przekonałam się o swojej pomyłce. Autorka stworzyła postacie z krwi i kości, z przeszłością, która rzutuje na teraźniejszość. Osoby, które muszą przezwyciężyć własne lęki i traumy, by móc zawalczyć o szczęście.
Bardzo spodobała mi się ta wielowątkowość powieści oraz różnorodność postaci. Książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem i niemal zapartym tchem. Dlaczego niemal? Bo w połowie książki byłam tak poruszona opowiadaną historią, a jednocześnie tak przerażona tym, co jeszcze może spotkać Adele, że musiałam przerwać lekturę. Po prostu nie dałam rady dalej czytać. Dopiero po kilku dniach byłam w stanie powrócić do powieści. Do tej pory tylko raz tak samo i tak mocno przeżywałam książkę (a nie ruszają mnie krwiste kryminały, które uwielbiam). Niech to mówi samo za siebie.
Książka przepiękna, sugestywna i poruszająca. Napisana rzetelnie przez kobietę, która wykorzystała własne doświadczenia i zdobytą wiedzę z zakresu religii i historii sztuki.
Już nie mogę doczekać się kolejnej powieści Kristy Cambron.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Znak.