Książka długo leżała na mojej półce, podchodziłam do niej dość sceptycznie, fantasy to nie jest "mój" gatunek literacki i mimo, że okładka kusiła mnie od samego początku, odkładałam lekturę w czasie. Gdy już zdecydowałam, że pora do niej sięgnąć przepadłam na długie godziny. Świat wykreowany przez Pana Piotra pochłonął mnie całkowicie, czytałam z zapartym tchem, nie mogłam się oderwać, z żalem odkładałam książkę by wykonać codzienne obowiązki.
"Królewskie Psy" to zbiór czterech minipowieści, które łączy postać tajemniczej czarownicy Morrigan. Imię tytułowej postaci przewija się przez karty utworu wielokrotnie jednak osobiście nie pojawia się ona nigdy.
Życie w świecie, przypominającym średniowiecze, nie jest łatwe, króluje tu prawo silniejszego, a większość bohaterów kieruje się zasadą zabij lub zabiją ciebie. Bohaterowie nie są jednoznaczni, równocześnie negatywni i pozytywni, dobrzy i źli, mający wady jak i zalety, żaden z nich nie zawaha się użyć miecza gdy przyjdzie na to odpowiednia pora i żaden z nich nie zostawi słabszego od siebie w potrzebie. Postaci, pomimo swoich wad i czasami szorstkiego obycia, wzbudzają dużą sympatię, mi szczególnie przypadł do gustu Rhound- an, główny bohater opowieści pt. "Imię ojca".
"Morrigan" nie jest lekturą łatwą i przyjemną, Ci, którzy szukają pozytywnych historii z happy endem poczują się zawiedzeni. Świat przedstawiony przez Pana Piotra jest bezwzględny i brutalny, krew leje się tutaj strumieniami, a na samotnych podróżnych czeka masa niebezpieczeństw od dzikich zwierząt zaczynając, na okrutnych zbójcach kończąc. Okrutny los nie oszczędza też bohaterów, ich wyczyny i starania z góry skazane są na porażkę. W pewnym momencie czytelnik ma nadzieję, że już im się uda i wreszcie wszystko pójdzie łatwo i gładko, wtedy następuje nagły zwrot akcji i sytuacja diametralnie się pogarsza.
Przed przeznaczeniem nie da się uciec, nawet nie wiem jak się starać, to nieuchronny los wcześniej czy później nas dosięgnie.
Tragizm postaci działa przygnębiająco, przecież każdy chciałby by jego ulubionemu bohaterowi powodziło się jak najlepiej, by zakończenie historii było pozytywne i wszyscy żyli długo i szczęśliwie przy boku ukochanych osób, niczym w starych baśniach gdzie dobro zawsze zwyciężą, a zło skazywane jest na wieczne potępienie.
Autor opowieści nie daje nam tego komfortu i właśnie na tym polega wyjątkowość książki Pana Piotra. Nie ma happy endu, nie ma szczęśliwego zakończenia, jest za to smutek, ból i cierpienie, niczym w prawdziwym życiu, które nie zawsze obchodzi się z nami łagodnie i nie zawsze daje to co byśmy chcieli.
Po lekturze "Morrigan" nasunęło mi się pewne pytanie. Czy czasami nie jest tak, że gdy książka kończy się pozytywnie szybko o niej zapominamy, traktujemy ją jak zwykłe czytadło dla umilenia czasu, które nie pozostawia po sobie wielkiego śladu? A gdy książka opowiada o tragizmie bohaterów i niestety kończy się w przykry dla nich sposób nie analizujemy przez wiele godzin przyczyn dlaczego stało się tak, a ni inaczej? Czy nie zastanawiamy się jakby potoczyły się losy bohaterów gdyby postąpili inaczej, nie uciekali od przeznaczenia, a raczej wyszli mu naprzeciw i nie bali się konfrontacji? Czy takie książki nie zostawiają w pamięci większego śladu?
Ja o "Morrigan" z pewnością długo nie zapomnę, książka zajęła już zaszczytne miejsce na półce, obok tych ulubionych. Mam nadzieję, iż kiedyś będę mogła przeczytać kontynuację serii, miło będzie poznać dalsze losy ulubionych bohaterów i mimo wszystko liczę na happy end :)