Nie ma chyba nikogo, nawet wśród niezbyt oczytanych, komu by się nigdy o uszy nie obiło nazwisko Agata Christie* i tytuł jej najbardziej chyba znanej powieści – Morderstwo w Orient Expressie. Ja osobiście przez długie lata, a właściwie nawet dziesięciolecia, konsekwentnie unikałem spotkania z książkami tej autorki, choć nie stronię od kryminałów, a przecież Lady Agata była** niekwestionowaną gwiazdą, wręcz królową, tego właśnie gatunku. Sprzeczność?
Pozornie. Dobrze się orientowałem, iż choć w czasach sobie współczesnych ta wielka pisarka uznawana była za nowoczesną, a niektóre zastosowane przez nią elementy fabuły były prekursorskie, obecnie należy jej twórczość zaliczyć do klasycznego nurtu, którego ikoną jest niewątpliwie jej rodak, Sir Arthur Ignatius Conan Doyle. Jego twórczością fascynowałem się w latach dziecięctwa i obecnie widzę ją już tylko jako perełki stylu retro – cudowne i bezcenne, ale praktycznie bezużyteczne, niczym bibeloty z dawnych epok, które niewiele mówią o swych czasach, a jedynie cieszą niezaprzeczalną urodą będącą świadectwem mistrzostwa ich twórców. Po prostu bałem się, iż podobnie jak powieści Conan Doyle’a również twórczość Agaty Christie wyda mi się zbyt dziecinna, zbyt tchnąca myszką, zbyt nawet infantylna w porównaniu do złożoności dzisiejszego świata. W końcu nadszedł dzień odwagi i wyruszyłem wraz z chyba najbardziej znanym z bohaterów stworzonych przez pisarkę, czyli ekscentrycznym belgijskim detektywem Herkulesem Poirot, w podróż Orient Expressem.
Motyw zbrodni rozgrywającej się w zamkniętych pomieszczeniach, których sprawcami mogły być tylko osoby ze ściśle określonego i od początku znanego kręgu, jest charakterystycznym motywem twórczości sławnej autorki. W naszym wypadku owym pomieszczeniem jest część uwięzionego w zaspach i odciętego od świata zewnętrznego pociągu, a zbrodnią, której sprawców będzie miał wykryć monsieur Poirot, jest zabójstwo jednego z pasażerów luksusowego wagonu sypialnego.
Styl literacki, jak można się spodziewać, jest bez zarzutu, ale od razu muszę zaznaczyć, iż moje polskie wydanie mnie nie zachwyciło. Zwłaszcza denerwujące są obcojęzyczne wstawki bardzo często pozostawione bez tłumaczenia, a niestety francuski nie jest łaciną naszych czasów i niewielu, nawet wykształconych, może się w tym wypadku obejść bez słownika. Taką manierę uważam za godną potępienia jako zwykłe lekceważenie czytelnika. Nie rozwódźmy się jednak nad tym drobiazgiem, gdyż poza tym kontakt z książką jest czystą przyjemnością; format ergonomiczny, miła dla oka czcionka, twarda okładka. Przejdźmy więc do treści.
O wartości powieści kryminalnej, w moim odczuciu, nie mniej niż forma, stanowi treść; zagadka kryminalna, sposób prowadzenia śledztwa i tło. W tym wypadku o fabule jako takiej nie będę się rozwodził, gdyż zepsułoby to lekturę tym, którzy po powieść dopiero sięgną. Tutaj dochodzimy do sedna; to co większość uważa za zaletę, ja uważam za wadę - w powieści praktycznie nie ma tła. Miejsce zbrodni i osoby z nim związane są izolowane od otoczenia nie tylko fizycznie, z powodu śnieżycy, ale również z powodu braku łączności ze światem – telegraf bez drutu nie działa, albo pociąg go na wyposażeniu nie posiadał, a o komórkach nie śnili wtedy nawet prorocy. Niestety izolacja rozciąga się również na aspekty społeczne i historyczne. Autorka nie maluje na potrzeby wyobraźni czytelnika ani tamtych czasów, ani ludzi, ani stosunków między nimi, poza tym co absolutnie niezbędne. Odbiorca, który dotąd nie interesował się historią, choćby nie wiem jak bujną miał wyobraźnię, nie przeniesie się do Orient Expressu tamtej epoki, gdyż z powieści niewiele się o niej dowie. Nie pozna niczego poza tym, co było absolutnym minimum wynikającym z potrzeb samej zagadki kryminalnej. Jest ona bowiem jedyną treścią, bez żadnych powodów do wzruszeń czy refleksji. Tylko zagadka – wada to, czy zaleta? Każdy oceni według swego gustu, ale dla mnie to minus. Lubię lektury, które ucząc bawią, bawiąc uczą. I nie chodzi tu tylko o naukę wiedzy, ale chyba przede wszystkim naukę życia, wartości, inności. Żadnej z tych rzeczy w Morderstwie nie znalazłem.
Wielbiciele Agaty Christie podkreślają, iż nie sięgała nigdy po deus ex machina i jedną z wartości jej fabuł jest kompletność danych wystarczających do rozwiązania zagadki oraz wykrycia sprawcy przez czytelnika. Chyba nie czytali zbyt uważnie. Wystarczy wspomnieć sprawę sklepu Debenham i Freebody w Londynie, o którego istnieniu wiedział genialny Poirot. Ta informacja nie jest czytelnikowi dostępna niemal do końca, dopóki sławny detektyw nie wydobędzie jej ze swego umysłu niczym magik królika z kapelusza, a stanowi niezbędny element jego rozumowania zmierzającego do znalezienia odpowiedzi na siedem złotych pytań kryminalistyki***. W świetle powyższego z tym równouprawnieniem czytelnika i powieściowych bohaterów nie jest więc wcale tak różowo. Inni miłośnicy naszej pisarki zachwycają się metodologią Poirota, który do wszystkiego dochodzi metodą dedukcji, nie zniżając się do technicznych sztuczek rodem z CSI. Chyba oni też nie czytali ze zrozumieniem, gdyż czym innym jest scena podgrzewania spalonego listu, by przeczytać żarzący się fragment napisu na jego resztkach, jak nie techniką kryminalistyczną na miarę ówczesnych czasów (jeszcze inna sprawa, czy faktycznie możliwą do przeprowadzenia z tak dobrym skutkiem).
Reasumując, w mojej ocenie, czego się zresztą obawiałem, książka jest dość przeciętna. Na dzisiejsze czasy to kawał dobrego rzemiosła, ale bez wirtuozerii. Brak mi zwłaszcza oddania prawdziwego klimatu tamtych dni, ukazania mechanizmów społecznych. Zbrodnia wynika albo z afektu, i takiej nie można przewidzieć ani zapobiec, albo z rozmysłu. Ta zakotwiczona jest w dysfunkcjach relacji w społeczeństwie. Nawet wilki i hieny nie mordują osobników ze swego stada. Co sprawia, że ludzie są od nich gorsi? Do odpowiedzi na to Agata tym razem nie przybliża czytelnika ani o krok. Inna sprawa, że dla tych, którzy chcą prostego czytadła, nie męczącego ich problemami do przemyślenia, może to być akurat atutem, podobnie jak dla tych, którzy chcą się poczuć przez chwilę genialnymi detektywami. Jest więc to powieść, która jednym może się podobać, a innym nie, i każdy sam musi się z nią zmierzyć, nim ją oceni, co zresztą można powiedzieć o każdej książce
Wasz Andrew
* Agatha Christie, Lady Mallowan, DBE, a właściwie Agatha Mary Clarissa Miller Christie (znana także jako Dame Agatha Christie)
** ur. 15 września 1890 w Torquay, zm. 12 stycznia 1976 w Wallingford, Wielka Brytania
*** Co (się wydarzyło)? Gdzie? Kiedy? Jak? Czym? Dlaczego? Kto?