Asa Larsson to kolejna bestsellerowa autorka z Północy, z którą już miałam wcześniej do czynienia. Sięgając po "Aż gniew twój przeminie" wiedziałam, czego mogę się mniej więcej spodziewać. Może nie byłam sceptycznie nastawiona, ale też nie oczekiwałam cudów. Od razu nasunęło mi się pytanie: czym charakteryzuje się dobry kryminał? Dla jednych jest to krwawa sceneria i morderca psychopata, za którym w pogoń udają się śledczy, mający pod ręką mnóstwo najnowszych technik kryminalistycznych. A może wystarczy zabójstwo w cichej mieścinie zasypanej śniegiem, aby zaintrygować czytelnika? Wydaje mi się, że dobrze skonstruowana, zaskakująca intryga i porządnie zarysowane psychologiczne studium postaci są kluczem do sukcesu. Jak było w przypadku tej książki?
Bohaterką jest Rebeka, która przyjmuje pracę prokuratorki w Kirunie, jej rodzinnym mieście. Kobieta angażuje się w śledztwo, które dopiero z czasem nabiera określonego kierunku. Z rzeki wyłowiono ciało nastolatki, która zaginęła kilka miesięcy wcześniej. Początkowo wygląda to na wypadek, ale okazuje się, że dziewczyna została zamordowana. Nadal nie odnaleziono ciała chłopaka, który jej towarzyszył. Śledztwo powoli nabiera tempa, ale ktoś nie chce, aby odkryto prawdę. Świadek, który mógłby pomóc i podsunąć jakiś trop, ginie w podejrzanych okolicznościach. Jaki motyw miał morderca, aby zabić dziewczynę, która tylko postanowiła nurkować ze swoim chłopakiem?
W kryminałach pani Larsson przewija się podobny motyw: zmarli ukazują się żywym i również w tej książce mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem. Wilma, która padła ofiarą morderstwa, przyśniła się prokuratorce i kobieta pod wpływem przeczucia stara się nadać śledztwu nieco inny kierunek. Pojawiają się również fragmenty, w których narratorką jest właśnie zamordowana dziewczyna, co daje możliwość śledzenia sprawy z jej punktu widzenia. Jest to dość ciekawy zabieg i nadaje jakiegoś urozmaicenia. Oprócz tego teraźniejszość przeplata się z wydarzeniami z przeszłości, co dodaje trochę tajemniczości. Retrospekcje zgrabnie komponują się z toczącą się sprawą, a autorka pokusiła się jeszcze o trochę faktów historycznych, które w żadnym wypadku nie przytłaczają, a ubarwiają fabułę. Tempo akcji jest dość statyczne, co jest raczej typowe dla skandynawskich kryminałów i wcale nie mówię, że to coś złego. Dochodzi do morderstwa i powoli na światło dzienne wychodzą skrywane tajemnice, a przy okazji można śledzić codzienność mieszkańców Szwecji.
Bardzo szybko można się jednak domyśleć, kto jest sprawcą, ponieważ nawet nie ma innych kandydatów. Autorka nie przedstawia innych podejrzanych, nie podsuwa tropów, które mogą zmylić i wyprowadzić w pole. Od samego początku wiadomo, kto za tym stoi. Trudniej jest odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Motyw zabójstwa wcale nie jest taki jasny i dopiero pod koniec wychodzi na jaw cała prawda. Postaci wydały mi się trochę sztuczne i bezbarwne. Są nawiązania do nieco mrocznej przeszłości Rebeki i opisane zostały problemy Anny Marii, ale mimo to kreacja bohaterów nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Te mankamenty mogą trochę irytować, ale na pewno nie skreślają tej książki. Pozycja ma swoje plusy, autorka miała nienajgorszy pomysł i stworzyła dobrze skonstruowaną fabułę, oddając przy tym mroźny klimat Szwecji, ale nie jest to żadna rewelacja, którą czyta się w napięciu do ostatniej strony.