Czuję, jakby moja dusza rozpadła się na wiele kawałków, a każdy z nich został na innym etapie tej powieści. Utknął w świecie tkanym przez autorkę i nie może się z niego uwolnić, bo zbyt wiele myśli waży za dużo, by się poruszyć!
Bianca Bellová stworzyła tekst, który ogromnie polubiłam i który uważam za jedną z najlepszych książek tego roku.
Mona pracuje jako pielęgniarka w rozpadającym się szpitalu, po który dżungla ciągle się upomina. Młode pędy przedzierają się przez ściany i oplatają przedmioty, jakby chciały powiedzieć, że wszystko należy do nich. Ściany słabną, a zieleni przybywa.
Bohaterka dzień w dzień przebywa wśród umierających mężczyzn. Są to żołnierze, którzy każdego dnia zostają przywiezieni, by ich życie zostało uratowane, ale... Brakuje leków, brakuje miejsc do leżenia i brakuje rąk do pracy. Ludzie w gorączce mają omamy i krzyczą. Na sali słychać jęki. Pielęgniarki traktują pacjentów chłodno i zdaje się być to jedynym sposobem, by ochronić serce przed kolejną śmiercią. Po prostu starają się nie przywiązywać i robić swoje. Jeden z mężczyzn jednak zyskuje większą sympatię Mony. Adam zdaje się być jedynie trochę starszy od jej syna i kobieta nie może oprzeć się pokusie, by przebywać z młodzieńcem dłużej niż powinna. Opowiada mu historie ze swojego życia, a autorka przedstawia nam je przez zabawy czasem. Uwielbia bowiem cofać nas do przeszłości bohaterów, co po pewnym czasie daje rewelacyjny obraz rzeczywistości.
Mona ma rodzinę. Ma męża oraz syna, ale nie czuć między nimi więzi. Uczucie, którym kiedyś darzyła partnera, okazuje się być jedynie naiwną imaginacją z dzieciństwa. Po zajściu w ciążę już nigdy nie dochodzi między nimi do zbliżenia i zdaje się, że obu stronom to odpowiada. Nie jest to układ dla bohaterki idealny, bo posiada ona gorące serce, które chce kochać, ale... Nie tego mężczyznę. I może nawet nie swojego syna, który ciągle zamyka się w swoim pokoju i zupełnie nie docenia tego, co ma. Niewiele o nim wiemy. Niewiele wiemy również o mężu Mony. Z całą pewnością jednak ich relacje nie są głębokie. Nie są ze sobą blisko, choć są dla siebie ważni.
Bohaterka nie nosi na co dzień chustki na głowie, co sprawia, że ludzie krzywo na nią patrzą. Że własny syn jej się wstydzi, że chłopaczki, które ledwo starły mleko matki znad ust, z niej szydzą, że może w każdej chwili zostać obrzucona kamieniami. Dlaczego? Bo kobieta ma skrywać swoje włosy i swoje ciało przed ludźmi. Bo ma być poddana mężczyźnie i ma siedzieć cicho. Bo ma być matką i żoną, najlepiej nikim więcej. Nawet nie sobą. Kobiety w tej książce nie mają lekkiego życia. Ich głos jest cichy. Mężczyzna może im rozkazywać, może je dotykać, może wszystko, podczas gdy one nawet nie mogą uciekać, gdy są bite. Co istotne – nawet inne kobiety to na nich wymuszają! Zdają się one pilnować, by żadna z nich nie była wolna.
Dodatkowo dostajemy w tle wojnę. Wojnę, na którą zaciągają się młodzi chłopcy, bo chcą zostać bohaterami. Potem jednak stają twarzą w twarz z śmiercią i ich psychika zaczyna się rozpadać. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Kiedyś byli jedynie radosnymi dziećmi, które uczyły się strzelać z procy, a potem procę zamieniły na karabin i ruszyły walczyć z partyzantami.
Wszystko krzyczy, że sytuacja w kraju jest fatalna. Brakuje pieniędzy, prawo staje się coraz bardziej rygorystyczne, napięcia się kumulują, a miasta niszczeją. Do tego dochodzą historie dwójki bohaterów, które ogromnie się różnią i dzięki temu dopełniają obraz całości.
Jednak nawet jeśli zbierzemy wszystkie informacje, to wciąż nie poznamy miejsca i czasu akcji. Podobno to typowe dla tej autorki i muszę przyznać, że zabieg ten w takim wydaniu ogromnie mi się podoba. Akcja dzieje się wszędzie i nigdzie. Kiedyś i teraz. Czytelnik może jedynie mieć swoje przypuszczenia, choć wydaje mi się, że książka ta osadzona jest w nieistniejącym kraju wśród nieistniejącej kultury. Na pewno jest ona jednak bliska wszystkiemu, co znamy.
Bianca Bellová pisze przepięknie, a Anna Radwan- Żbikowska (tłumaczka) zadbała, by każde zdanie zdawało się być... Idealne. Po prostu. Jest w tym prostota, ale również piękno! Gdybym miała wskazać ulubiony cytat, to musiałabym zaznaczyć tekst od początku pierwszego zdania do końca ostatniego. Tak podobał mi się język i styl. Plus cała reszta, która składa się na dobrą książkę. Jestem całkowicie zauroczona tą opowieścią i wiem, że na długo zamieszka ona w moim sercu. To nie jest tekst, o którym można łatwo zapomnieć. Plus w obecnych czasach – gdy mamy sytuację w Polsce jaką mamy – powieść uderza w czytelnika jeszcze mocniej. Bo w świecie Mony byli również rewolucjoniści, którzy walczyli o lepszą przyszłość. Którzy nie chcieli poddać się ograniczeniom. Sama główna bohaterka jest kimś takim dzięki zwykłemu ściąganiu chustki. Poświęca bezpieczeństwo, by być sobą. Nie jest całkowicie bierna, choć wszystko wokół niej o to woła.
Dziękuję Wydawnictwu Afera za możliwość poznania tej niesamowitej historii.
„Jej dotykał raczej po bratersku, pożądanie niemal całkiem w nim wygasło, a Monie to odpowiadało. Mieli już syna i nie musieli niczego przed sobą udawać. Czy tak już będzie do końca ich życia? Te ukradkowe uśmiechy pełne zrozumienia – dziękuję, że mamy taki układ i możemy uniknąć wszystkich tych kłopotliwych rzeczy, których oczekuje się od mężczyzny i od kobiety, dziękuję ci, dziękuję!”