"Inna etymologia upatrywała źródła słowiańskie, gdzie rdzeń "mok-" miał oznaczać "wilgoć", "mokry" i mógł mieć symbolikę seksualną, w sam raz dla bogini płodności."
"Mokosz. Bogini mokrej ziemi" to najnowsza książka Anny Sokalskiej, w której czytelnik próbuje rozeznać się w gąszczu półprawd i niedomówień. Jak zauważa autorka, trudno jednoznacznie określić prawdę, gdyż w każdej sytuacji będzie ona stanowić czyjąś indywidualną interpretację rzeczywistości. Ktoś nawet kłamiąc może mówić prawdę, gdyż dzieli się on z nami swoją wersją wydarzeń, która w jego odczuciu jest tą właściwą. Oj, przyznam, że musiałam się chwilę nagłowić nad niektórymi tezami wysnutymi przez autorkę. Nie chodzi mi, bynajmniej, o to że były mało wiarygodne, nie, raczej otwierały one oczy na kwestie całkowicie naturalne.
Powieść rozpoczyna się znalezieniem zwłok męża Eleny i choć jest to wydarzenie nad wyraz dramatyczne, dalsza część książki jest naprawdę spokojna. Od razu zaznaczam, że nie jest to lektura dla miłośników wartkiej akcji i scen rozlewu krwi. Nie, tu jest dużo opisów i takiego szukania drugiego dna w pozornie spokojnej rzeczywistości. Mamy tu nagromadzenie różnych przemyśleń, w pewien sposób łączących się z nakreśloną fabułą, ale i też odnoszących się do ogólnych prawd. Prokurator Borys stawia sobie za cel wyjaśnienie okoliczności śmierci męża bohaterki, z tym że jego działania mają z góry ukierunkowany charakter. Mężczyzna prowadzi dochodzenie, mające na celu udowodnienie wcześniej założonej tezy.
Czy mu się to uda?
Z lektury wyłania się niepokojąca wizja świata, w której trudno dociec prawdy, zwłaszcza w kwestii wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Sytuację komplikują ludzie, mający całkowicie różne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. Każdy widzi zaledwie jakiś jej wycinek i dopiero poskładanie wszystkich obrazów w jedną całość, niczym puzzli, pozwala uzyskać zadowalający efekt. Niestety, nigdy nie mamy gwarancji czy "czyjaś" prawda jest tą właściwą, czy nie została wypaczona przez czynniki zewnętrzne lub osobiste odczucia danej osoby. Zagadnienie to w książce zostało wzbogacone o elementy metafizyczne, które ledwo muśnięte, wprowadzają jednak swego rodzaj niepokój.
Do lektury powieści "Mokosz. Bogini mokrej ziemi" skłoniły mnie wrażenia po przeczytaniu poprzedniej powieści autorki - "Tęsknicy", jednak teraz, z perspektywy czasu zauważam, że choć książki mają pewne elementy spójne, to "Mokosz" ma zdecydowanie więcej treści naddanej. Tutaj niemal każde zdanie może zostać wzięte pod lupę i poddane dodatkowej analizie, a niektóre z opisów możemy z powodzeniem odnieść do sytuacji bliższych naszemu życiu. W "Tęsknicy" tego nie widziałam. A może po prostu bardziej skupiłam się tam na fabule?
Uwagę zwraca również język, bogaty w rozwinięte porównania, roztaczający przed czytelnikiem rozmaite obrazy.
"Mokosz. Bogini mokrej ziemi" to niepozorna lektura, która swoim rozmiarem nie zapowiada ładunku, jaki w niej znajdziemy. To książka, która otwiera nam oczy na pewne kwestie, ale tylko wtedy, gdy nasz umysł będzie otwarty i skłonny przyswajać wiedzę. Spodoba się czytelnikom skłonnym poświęcić chwilę na rozwagę przeczytanych treści.
Moja ocena 8/10.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl