Czy tego chcieliśmy czy nie - nadeszła jesień. A co za tym idzie długie i chłodne wieczory, mgliste dni i szybkie przemieszczanie się po chodnikach bez szans na pogawędkę z kimkolwiek, bo wszystkie członki ciała sztywnieją na zimnie. Szukamy wtedy okoliczności łagodzących otaczający świat, w postaci herbatek z miodem czy dobrych lektur. Jeśli brakuje Wam pomysłów w zakresie opcji drugiej to zachęcam do przeczytania niepozornej książeczki "Moja lista szaleństw". Nie pamiętam skąd się u mnie wzięła, ale po cichu gratuluję sobie ówczesnego zakupu.
Marta ma prawie trzydzieści lat i właśnie zostaje singielką. Wspólnie ze swoim kilkuletnim (stażowo) facetem Michałem, podejmują bowiem decyzję o rozstaniu. Początkowo łatwo nie jest, Marta bowiem rozmyśla nad słusznością podjętej decyzji i martwi się, że takiej "starej" to już przecież nikt nie zechce. Na szczęście w kłopotach sercowych może liczyć na przyjaciółkę Kaśkę. I to właśnie podczas ich babskiego wieczoru Marta tworzy listę szaleństw. Kiedy była w związku nie mogła sobie przecież na takową pozwolić. A dokładniej na jej realizację. Co znajduje się na rzeczonej liście? Między innymi: upicie się, podróż w nieznane, piękny facet i seksowna bielizna. Niezły zestaw, prawda? Czy Marta zrealizuje choć część planu?
Czytając książkę ubawiłam się "po pachy". Marta to bowiem zwariowana dziewczyna, choć z pozoru poukładana. Jak sobie wyobrażacie zabawianie swojego "byłego" podczas wesela jego siostry, na którym to występujecie nadal w charakterze pary, bowiem on nikomu nie powiedział o statusie waszego związku? Kolejnym niezłym wątkiem jest Tomek - poznany w klubie didżej, z którym to połączy Martę coś więcej niż wspólne picie drinków. Jak bardzo Tomek pomoże jej zapomnieć o niedawnym związku? A może większe znaczenie dla Marty będzie miał kolega z pracy (tyle że z innego oddziału firmy), z którym ma okazję spotkać się na weekendzie firmowym? Szymon od dawna pisywał do niej smsy i maile z podtekstami a ona wcale nie była mu dłużna. Czy firmowa miłość ma szansę się narodzić?
Jak potoczą się miłosne perypetie Marty musicie dowiedzieć się sami czytając książkę. Dodam tylko, że autorka zachwyciła mnie! Świetnie nakreśliła bohaterów, są zakręceni - każdy na swój sposób, co sprawia że nudzić się z nimi nie można. Najbardziej spodobała mi się postać... nie, otóż właśnie nie żadnego faceta, ale babci! Babcia Marty to tak nietuzinkowa i niesamowita starsza pani, że musiałam szczękę z ziemi zbierać :) Poważnie. W ogóle powieść jest mega humorystyczna, nie brak w niej również chwil grozy, bowiem bohaterka uwielbia wpadać w tarapaty. Jednak reakcja jej rodziców na takowe - bezcenna.
Nie chcę zbyt bardzo zdradzać Wam fabuły, stąd piszę wiele bardzo luźnych przemyśleń, bez zbytniej chronologii i konkretyzowania. Nie chcę Wam psuć ewentualnego osobistego czytania książki. Jest naprawdę boska. Lekki język, widoczne ogromne zaangażowanie w każde słowo napisane w historii bohaterki. Autorka powinna napisać jeszcze wiele powieści, które potrafiłyby - jak ta pozycja - rozproszyć mgłę za oknami naszych domów i naszych serc. Przeczytajcie koniecznie - daję słowo, że to będzie dobrze wykorzystany czas.